O kursach i egzaminach na prawo jazdy powstało już wiele mitów i legend. Opisując swoją historię chciałam niektóre z nich obalić, niektóre potwierdzić. Tekst jest dedykowany osobom, które myślą o kursie na prawo jazdy kat. A, ale także… wszystkim tym, którym wydaje się, że to taka prosta sprawa. Ja mówię – nie dla każdego. I choć egzamin zdałam za pierwszym razem, to kosztowało mnie to wiele wysiłku i poświęceń. A przede wszystkim chcę pokazać takim dziewczynom jak ja, że się da!
Prawo jazdy kat. A – czy mi to potrzebne?
Jeszcze kilka lat temu motocyklami nie interesowałam się w ogóle. Z chwilą poznania Daniela, wszystko się zmieniło i moje życie zaczęło się kręcić wokół jednośladów. Najpierw mocno wspierałam mojego obecnego męża w budowie jego TDM-ki, by w wakacje wyruszyć do Estonii. Podróż była niezapomniana, ale już wtedy wiedzieliśmy, że wspólne podróże na jednym motocyklu, to nie jest pomysł na dłuższą metę i dalsze trasy.
Nasze rozmyślania zbiegły się z uchwaleniem ustawy, która dopuszczała jazdę motocyklami o pojemności do 125 ccm dla osób mających prawo jazdy kategorii B. Na tą chwilę było to idealne rozwiązanie. Szczerze przyznam, że mocno wzbraniałam się przed samą myślą o samodzielnej jeździe na dwóch kółkach. Jednak gdy zobaczyłam Yamahę YBR 125 w garażu znajomego, klamka zapadła. Byłam kupiona.
YBR-ką zwiedziłam Albanię, Czarnogórę i Macedonię. Było też sporo wypraw po Polsce. Motocykl sprawdzał się znakomicie, ale nie ukrywam, że czasem brakowało mocy, zwłaszcza przy wyprzedzaniu. Poza tym, nie można stać w miejscu, trzeba iść do przodu.
Wybór szkoły
Wbrew pozorom to szalenie istotna sprawa. Bo chyba nie chcielibyście, żeby Wasz instruktor mylił kierunki? A tacy naprawdę się zdarzają!
W Opolu, gdzie mieszkam, jest sporo całkiem dobrych szkół. Przyjęłam więc chyba najlepszą metodę – z polecania. Pytałam znajomych, czytałam fora. I w zasadzie wszędzie przewijała się jedna szkoła, a w zasadzie konkretny instruktor. Wiola i PZMOT. Promocja byłych kursantów była tak dobra, że uwierzyłam, że jeśli mam zdać egzamin, to tylko tam.
Moim zdaniem nie warto zwracać uwagi na ceny kursów, bo w danym mieście są one podobne. Więc fakt, że zaoszczędzisz 100 zł może nie mieć znaczenia, jeśli potem np. będziesz musiał/a brać dodatkowe lekcje. Mój kurs na prawo jazdy kat. A kosztował 1200 zł (20 godzin).
Jednocześnie wyrobiłam Profil Kandydata na Kierowcę (PKK). Żeby móc go założyć trzeba mieć zrobione badania lekarskie oraz zdjęcie. Obecnie wymaga się zdjęć biometrycznych, czyli takich samych jak do dowodu czy paszportu. PKK zakłada się w Wydziale Komunikacji Urzędu Miasta lub w Starostwie, w zależności od miejsca zamieszkania.
Na kurs zapisałam się wiosną 2016 i… minął rok. Rok bez zmian.
Egzamin kat. A – teoria
Można by rzec, że przez ponad rok uczyłam się na egzamin teoretyczny ? I jakby się zastanowić, to rzeczywiście tak mogłoby to wyglądać. Bo gdy tylko przysiadałam do nauki, czytałam kilkanaście/dziesiąt pytań i wracałam do tego miesiąc lub dwa później. Liczne wyjazdy i dodatkowe obowiązki nie pozwoliły na rozpoczęcie kursu ani naukę.
Na egzamin teoretyczny uczyłam się z płyty CD, którą otrzymałam po zapisaniu się na kurs. Są także kursy online, ale nie były mi one potrzebne. Na płycie znajduje się ok. 1300 pytań, część ogólnych, część specjalistycznych. Można także robić testy symulujące prawdziwy egzamin.
Wreszcie w lipcu tego roku znalazłam chwilę czasu na naukę i zdecydowałam się podejść do egzaminu. Nie jest prawdą, że musisz mieć zaświadczenie ze szkoły, że się zapisać, co wmawia wiele szkół swoim kursantom. Wystarczy mieć wspomniany wcześniej numer PKK. Zapisać można się bezpośrednio w WORD, jak również online, poprzez serwis InfoCar. Opłata za egzamin teoretyczny wynosi 30 zł. Można ją uiścić w kasie WORD lub zapłacić przelewem.
Gdy wchodziłam na salę egzaminacyjną WORD Opole, egzaminator spojrzał na mnie i zapytał, czy aby nie pomyliłam kategorii. Racja, w żadnym calu nie wyglądam na taką, co może w ogóle próbować wsiadać na motocykl. Ale o tym później.
Egzamin teoretyczny składa się z 32 pytań. 20 dotyczy wiedzy ogólnej o ruchu drogowym, znajomości przepisów oraz znaków. Pozostałe 12 to tzw. pytania szczegółowe, czyli w przypadku kat. A, dotyczące motocykli (np. ich budowy), ale też bezpieczeństwa i pierwszej pomocy. Aby zdać należy mieć co najmniej 68 z 74 możliwych punktów.
Nie wiem czy to szczęście, przypadek czy to, że byłam dobrze przygotowana, ale moje pytania egzaminacyjne okazały się wręcz banalne! W dniu egzaminu nie warto myśleć, o tym czego się nie potrafi, tylko wierzyć w to, że zna się odpowiedź na wszystkie pytania.
Zdziwiło mnie trochę to, że nie dostałam żadnego dokumentu, który potwierdzałby zdaną teorię. Cóż, najwidoczniej jestem już z tych ludzi „starej daty”, który na wszystko muszą mieć „papierek”.
Kurs na prawo jazdy kat. A – trudne początki
Gdy większość moich znajomych dowiedziała się o tym, że zamierzam przystąpić do egzaminu na kat. A, stwierdziła, że to tylko formalność. Bo przecież jeżdżę na 125-tce i mam doświadczenie.
Otóż nie, proszę Państwa. Dla kobiety, która ma 160 cm wzrostu (w kasku :P), waży 50 kilogramów i nie trenuje codziennie na siłowni, to nie taka oczywista sprawa. Moja YBR-ka waży 125 kilogramów i ma obniżone kanapę, tak abym bezpiecznie dotykała prawie całymi stopami ziemi. Tymczasem egzaminacyjna Yamaha XJ6 to waga 205 kilogramów i wysokość siedzenia 765 mm. Coś co dla przeciętnego faceta jest normalne (wsiadasz na motocykl i jedziesz), dla takiej kobiety jak ja, może okazać się nie do przejścia.
Moja panika przed XJ6 była tak duża, że gdy pierwszy raz wsiadłam na nią, przejechałam pół metra i przewróciłam się. Prawie ze łzami w oczach patrzyłam jak Daniel podnosi motocykl. Całe moje doświadczenie nie miało tutaj żadnego znaczenia. Pierwszą godzinę jazd spędziłam więc na jeździe wokół placu, by oswoić się z maszyną. Czułam się jak debil, ale wiedziałam też, że nie ma innego rozwiązania.
Plac manewrowy – pierwsze wloty
Minimalne wyposażenie kursanta podczas jazd to kask, rękawice motocyklowe, odpowiednie buty i ochraniacze na łokcie. Buty nie muszą być motocyklowe. Można korzystać z kasków, które posiada szkoła lub ze swojego. Ja oczywiście miałam swój, co okazało się sporym ułatwieniem podczas jazd na mieście – mogliśmy komunikować się poprzez intercom, a nie standardowe walkie-talkie. Dzięki temu nie tylko ja słyszałam swoją instruktorkę, ale także ona mogła słyszeć mnie.
Na placu manewrowym podczas egzaminu trzeba wykonać następujące czynności: przeprowadzenie motocykla, przejazd po łukach w kształcie cyfry 8, slalom wolny, slalom szybki, ominięcie przeszkody, hamowanie awaryjne, hamowanie w wyznaczonym miejscu, ruszanie ze wzniesienia pod górę. Ufff, strasznie tego dużo!
Na kursie zaczynałam uczyć się od popularnej ósemki, slalomu wolnego, a następnie szybkiego. Te trzy czynności ćwiczyłam przez ładnych kilka godzin. Patrząc na mój kiepski start, tu o dziwo szło mi chyba całkiem nieźle. Później nauczyłam się przeprowadzać motocykl. Tu również okazało się, że gdy tylko dowiedziałam się to robić odpowiednio, ciężar XJ6 przestał być problemem.
Po wielu (!) godzinach na placu, przyszedł czas na jazdę po mieście. Z jednej strony nie mogłam się tego doczekać, ale z drugiej, wiedziałam, że im więcej czasu spędzonego na placu, tym większa pewność jazdy na ulicy. Był niewątpliwie ogromny stres, ale poszło nienajgorzej. Może dlatego, że trasa nie była też zbyt wymagająca ?
Po pierwszych jazdach na mieście doszły ostatnie elementy na placu, takie jak hamowanie awaryjne czy ominięcie przeszkody. Teoretycznie wydają się najprostsze, ale także i na tym można polec.
… i upadki
Dosłownie! Niestety podczas kursu nieraz zdarzyło mi się upadać. Oczywiście nie podczas jazdy, głównie przy zatrzymywaniu się. Motocykl przechylał się z jedną stronę, a ja nie miałam siły go utrzymać. Raz nawet urwałam podnóżek. Na szczęście upadać nauczyłam się wcześniej i żadna krzywda mi się nie stała. No może poza kilkoma siniakami na nogach. Pocieszające było to, że nigdy nie przewróciłam się w ruchu ulicznym.
Znajomi mówili, że często kryzys przychodzi mniej więcej w połowie kursu. Człowiekowi wydaje się, że już coś potrafi, a tymczasem nic mu nie wychodzi. Ja takich kryzysów miałam zdecydowanie więcej niż jeden. Nawet nie liczyłam na to, że zdam w tym sezonie. To zresztą nie było takie proste, bo kurs rozpoczęłam dopiero w sierpniu, więc czasu nie było aż tak dużo. Wiedziałam więc, że będę mieć jedną szansę i jeśli nie wyjdzie, to kolejna dopiero na wiosnę.
Przed egzaminem
Co ważne, moja szkoła zgodziła się obniżyć motocykl i podstawić go na egzamin. Tak, taka opcja jest możliwa i korzysta z niej coraz więcej osób. Wymaga to dodatkowych formalności, bardziej ze strony szkoły, ale nie jest to skomplikowane. Nie można natomiast zdawać na swoim motocyklu, co kiedyś ponoć było możliwe (brak odpowiedniej adnotacji w dowodzie rejestracyjnym). Dzięki obniżeniu siedzenia nauka jazdy stała się zdecydowanie bardziej przyjemna, a ja poczułam się pewniej.
Kolejnym rozwiązaniem, który może ułatwić zdanie egzaminu, jest wykupienie godziny jazd na placu manewrowym w WORD. W przypadku WORD Opole akurat ma to znaczenie, bo plac jest dość specyficzny. Egzaminowanemu, który i tak jest wystarczająco zestresowany, nie są potrzebne dodatkowe obawy o to, czy np. zmieści się w zakręcie. Nie bez kozery do ścian budynku przy placu przymocowane są specjalne materace…
Mój kurs przed samym egzaminem nabrał na częstotliwości. Wykupiłam jeszcze dodatkowe godziny. Ostatnią z nich wyjeździłam rano, w dniu egzaminu. Nie ukrywam, że pomogły też jazdy po mieście moją 125-tką. Przede wszystkim przemogłam się i zaczęłam jeździć sama. Jednak najwięcej dały mi wspólne trasy z Danielem, który potrafił mi wytknąć każdy błąd.
Egzamin – prawo jazdy kat. A
Zapis na egzamin poprzedzony był dokładną analizą… prognozy pogody. Zdawałam pod koniec października, więc w tym przypadku była to raczej ruletka. Padało przez cały tydzień, po moim egzaminie były potężne wichury, a nawet śnieg… ale w dniu, kiedy ja zdawałam egzamin, było pogodnie. Cóż, czasem trzeba mieć trochę szczęścia ?
Mój egzamin zaczął się prawie punktualnie, więc nie miałam czasu zestresować się czekając. Na dodatek na duchu podtrzymywała mnie moja instruktorka, która kilkanaście minut wcześniej podstawiła motocykl ze szkoły.
W przeciwieństwie do nauki jazdy, na czas egzaminu otrzymuje się kask z WORD-u. Oznacza to, że nie można mieć swojego kasku, dlatego też zakłada się dodatkowo specjalne worki szpitalne na głowę. Za to trzeba mieć swoje rękawice i odpowiednie buty.
Podobnie jak przy egzaminie na prawo jazdy kat. B, tutaj również zdający ma wylosowane 2 zadania z obsługi pojazdu. Obowiązkowe jest sprawdzanie naciągu łańcucha. Ponadto można wylosować: wskazanie poziomu oleju, płynu hamulcowego lub płynu chłodzącego. Trzeba też umieć pokazać świtała mijania, drogowe, pozycyjne, stopu, kierunkowskazów oraz sygnał dźwiękowy. Ja wylosowałam ten ostatni oraz światła stopu. Pestka.
Zaczyna się robić poważnie
Kolejnym zadaniem jest przeprowadzenie motocykla. Muszę przyznać, że trzęsłam się tak (nie wiem czy z zimna, czy ze strachu), że miałam wrażenie, że XJ6 zaraz upadnie. Ale wzięłam 2 głębokie oddechy i wszystko poszło sprawnie. Zresztą ćwiczyłam to dziesiątki razy…
Następne zadanie – tzw. „ósemka”. Niby proste, ale stres był dalej spory, bo wydawało mi się, że jak to pójdzie dobrze, to cała reszta też będzie ok. Poszło bezproblemowo, podobnie jak slalom wolny. Gdy już wszystko zaczęło tak dobrze iść, stres odszedł. I całe szczęście, bo slalom szybki uważany jest za najtrudniejszy na placu manewrowym. Chodzi głównie o średnią prędkość 30 km/h, którą trzeba osiągnąć podczas realizacji zadania. Egzaminowany „spina się” i albo jedzie za szybko potrącając pachołki, albo jedzie zbyt wolno i nie osiąga odpowiedniej prędkości. Na szczęście są 2 podejścia. Ale o dziwo, nie było mi to potrzebne! Te i reszta zadań – wszystko zaliczone bezbłędnie!
Generalnie plac manewrowy na egzaminie kat. A uważany jest za najtrudniejszy. Mówi się, że jeśli przejdzie się ten etap, ma się egzamin w kieszeni. Zatem, gdy już czekasz na wyjazd na miasto, pojawia się tysiąc różnych myśli i emocji, od radości, po myśl „nie bądź durniem, który teraz to spier…”.
Egzamin na kat. A – miasto
Podczas jazdy na mieście sprawdza się przede wszystkim umiejętność poruszania się w ruchu ulicznym, w tym znajomość przepisów i znaków drogowych. Często więc egzaminowany musi pamiętać na przykład o tzw. zasadzie prawej ręki czy ograniczeniach prędkości w wybranych strefach ruchu. Ktoś kto jeździ na co dzień samochodem, nie powinien mieć większych problemów… o ile zapomni o (ewentualnych ?) złych nawykach. Ponadto, od czego są nauki jazdy – jeździ się po podobnych terenach, więc przeważnie trasa nie jest większym zaskoczeniem.
O ile egzamin na placu manewrowym trwał dość krótko, o tyle miałam wrażenie, że egzamin na mieście ciągnął się w nieskończoność. Ale za to stres minął zupełnie i jazda przebiegła bezbłędnie. Tym samym, gdy już dotarliśmy do WORD-u, otrzymałam informację o zdanym egzaminie. Mamy to!
Wystarczy chcieć
Te doświadczenie pokazało, że jeśli się czegoś bardzo pragnie, to wszystko może się udać. Oczywiście pod warunkiem, że będziesz się starać i wytrwale dążyć do osiągnięcia celu.
Ja, mimo słabszych predyspozycji do bycia motocyklistką, jednak dałam radę. Nie udałoby się to, gdybym tych kilku tygodniu nie podporządkowała naukom jazdy. Nie było czasu na dłuższe wyjazdy czy nawet wyjście do fryzjera. Ale nie byłam w tym sama, bo Daniel, mocno mi kibicował i towarzyszył mi prawie przez większość kursu. I wreszcie, sukcesu nie byłoby gdyby nie odpowiedni instruktor – Wiola, jeszcze raz dzięki za wszystko!
Wpis dedykuję wszystkim „plecaczkom”, które chciałyby zostać kierowcami, ale mają obawy… Mam nadzieję, że przeczytałyście moją historię i uwierzyłyście, że też dacie radę!