Pewnie każdy z Was słyszał ten dowcip, by rzucić wszystko i wyjechać z Bieszczady… Żart krąży już po Polsce kilka (kilkanaście?) lat i chyba nieco się zdezaktualizował. Bo Bieszczady, to już nie jest taki koniec świata, jak niektórym jeszcze się wydaje. Wręcz przeciwnie – od jakiegoś czasu jest na turystycznym topie, a turystów z roku na rok tylko przybywa.
Głupio się przyznać, ale dopiero mając 33 lata pierwszy raz odwiedziłam Bieszczady. Ale już nie sama, bo z dzieckiem. No i z mężem, ale on zwiedził je motocyklem już 2 lata wcześniej, o czym pisał >>tutaj<< Ze względu na Jankę nasza podróż była mniej intensywna, zrezygnowaliśmy też z wędrówek po górach. Mimo to nie zabrakło atrakcji, które mogę Wam tutaj polecić.
Wyjazd w Bieszczady z dzieckiem był elementem naszej podróży „Polska Południe-Północ”. Wyruszyliśmy z Opola, a pierwszym przystankiem był Nowy Sącz i jego okolice. W kolejne dni pojechaliśmy właśnie w Bieszczady.
Przystanek obowiązkowy (?)
Dla wielu do zapora wodna w Solinie. I my też udaliśmy się tam na początku. Daniel już wcześniej przygotował mnie na to, że mam się spodziewać jednego wielkiego bazaru. Opisał to jako „drugie Krupówki”. I niestety wcale się nie mylił. Stragan na straganie, i co gorsza z tandetnymi pamiątkami. Knajpy też nie wzbudziły mojego zaufania. I do tego te dzikie tłumy. A dodam, że nie byliśmy w szczycie sezonu, tylko we wrześniu. Samą tamę pamiętam najmniej.
Czym prędzej pojechaliśmy dalej na południe. Kierując się w stronę słynnej zagrody żubrów, zrobiliśmy krótki przystanek przy „Plenerowym Muzeum Wypału Węgla Drzewnego”. Z uwagi na duże zasoby drewna bukowego na tych terenach, wypał węgla drzewnego ma tu długą tradycję. Tzw. retorty są wciąż charakterystycznym widokiem dla Bieszczad. Trzeba jednak przyznać, że jest ich coraz mniej i niedługo znikną zupełnie.
Bieszczady z dzieckiem – atrakcje dla najmłodszych
Z pewnością nie tylko dzieciom spodoba się wizyta w „Pokazowej Zagrodzie Żubrów” w Mucznej. Fajne jest to, że można tam wejść w każdej chwili, a wstęp jest bezpłatny. Żubry podziwia się ze specjalnej platformy, z bezpiecznej odległości.
Jeszcze więcej frajdy dzieciom sprawią najprawdopodobniej odwiedziny w Leśnym Zwierzyńcu w Lisznej (koło Cisnej). Zobaczycie tam między innymi muflony, daniele, jelenie, dziki czy lisy. Jest też spora liczba ptaków wodnych i lądowych. Niektóre zwierzęta można karmić i głaskać. Zwierzyniec można odwiedzać od maja do końca września.
Nocleg w zaciszu
Po tak intensywnym pierwszym dniu potrzebowaliśmy zregenerować siły i odpocząć w jakimś miejscu na uboczu. Chcieliśmy, aby nasz nocleg był na południe, jak najdalej to możliwie.
Standardowo nie rezerwujmy pokoi wcześniej, żeby na miejscu ocenić i zdecydować. Zresztą był wrzesień, więc problemu z tym nie było, chociaż trzeba przyznać, że niektóre ceny nas zaskoczyły. Jeżeli jednak nie chcecie szukać noclegu na miejscu, to zajrzyj >>tutaj<<, jest spory wybór. Dojechaliśmy w zasadzie tam, gdzie dalej nie ma już czego szukać ? (po polskiej stronie) i ostatecznie nocleg znaleźliśmy w miejscowości Tarnawa Niżna. Po tym całym chaosie w Solinie, dopiero tutaj doczekaliśmy się upragnionego spokoju.
Niestety, nie dane nam było go zaznać na długo, bo kolejnego dnia znów nasze włóczykijskie dusze pognały nas dalej.
Miłe zaskoczenie…
to na pewno Galeria Ikon w Cisnej. To niewielki budynek, który bardzo łatwo ominąć, a warto się tam zatrzymać chociaż nie chwilę. Jego właściciel z pewnością opowie Wam trochę o regionie, ale też oczywiście o ikonach, które znajdują się w środku. A są to naprawdę dzieła sztuki! Każda inna i wyjątkowa. Jeśli macie jakieś zaskórniaki, to możecie też je kupić. To świetna pamiątka z Bieszczad, ale też i dobry pomysł na prezent.
Znaleźliśmy również chwilę na spacer. Poszwędaliśmy się trochę w okolicy cerkwi w Łopience. Szukaliśmy tam kolejnych pieców do wypalania węgla drzewnego, ale niestety oznaczenia na Google Maps okazały się nieaktualne. Lekko zawiedzeni, z rozkrzyczaną Janką, wróciliśmy z powrotem do naszego Jeepa.
A tam czekała już na nas nawigacja ustawiona na kolejny punkt podróży – Sandomierz.
W Bieszczadach byliśmy krótko, ale od wielu lat chciałam tam pojechać i bardzo zależało mi, by nie ominąć tych terenów. Mam nadzieję, że niedługo tam wrócimy i będzie okazja, by trochę bardziej pochodzić po tamtejszych zakątkach. I to koniecznie z Janką! Bo jak widać Bieszczady z dzieckiem to całkiem fajna sprawa.