Państwo, które jest 20 razy mniejsze od Polski, ale na jego terenie znajduje się ogrom atrakcji, zaczynając od pięknych plaż, poprzez wspaniałe górskie krajobrazy, a kończąc na tysiącletnich zabytkach. Oficjalnie powstało niedawno, bo w 2006 roku, i mimo jeszcze niedawnych konfliktów szybko podnosi się z trudności. Od kilku lat jest mekką europejskich turystów. Nasi Drodzy, przedstawiamy Wam atrakcje Czarnogóry.
Petrovac
Do Czarnogóry wjeżdżamy z Albanii, poruszając się wzdłuż wybrzeża. Jest oczywiście równie gorąco i tłoczno. Ale z miejsca zauważamy też kilka różnic – przede wszystkim o wiele więcej tu zwiedzających. Ponadto coraz częściej napotykamy wypadki samochodowe, które mocno utrudniają jazdę. Stłuczki wynikają głównie z tego, że dużo jest tu zjazdów na plaże czy campingi, a nie każdy kierowca ma tyle refleksu by wyhamować.
Gdy zaczynamy szukać noclegu, szybko okazuje się, że ceny są znacznie wyższe niż w Albanii. Ostatecznie lokujemy się na Campingu Maslina w miejscowości Petrovac (cena 16 euro/2 os.). Miejsce prezentuje się całkiem nieźle – mamy około 300 metrów do morza, sanitariaty są systematycznie sprzątane, a w pobliżu znajduje się market. Oczywiście z tego ostatniego szybko korzystamy i serwujemy sobie grillowe przekąski na kolację. Kupujemy między innymi tzw. kebab, czyli po naszemu przyprawione kiełbaski z mięsa mielonego.
Bar
Następnego dnia fundujemy sobie małą wycieczkę po okolicy. A trzeba przyznać, że jest co zwiedzać. Najpierw jedziemy na południe do Baru. Po drodze zatrzymujemy się kilkakrotnie. Ja pozując do jednego ze zdjęć podchodzę zbyt blisko tłumika… i poparzenie gotowe. Na szczęście nie jest tak źle jak na to wygląda i z lekkim bólem ruszam w dalszą trasę.
Bar to miasto typowo turystyczne. I rzeczywiście nie ma się czemu dziwić – te piękne plaże naprawdę kuszą. My jednak bardziej skupiamy się na poznaniu jego zabytkowej części, tzw. Starym Barze. Znajdują się tam ruiny miasta pochodzące z VI wieku. Po półgodzinnej jeździe z Petrovac trafiamy na parking, o dziwo bezpłatny. Przechodzimy wąskimi uliczkami, pełnymi sklepów z pamiątkami oraz gastronomii. Idąc pod górę, w końcu docieramy do ruin. Wstęp kosztuje niewiele, a przed nami jak się okazuje, ogromny teren do zwiedzania. Uwagę przyciąga zwłaszcza wieża zegarowa, której robimy zdjęcie chyba z każdej strony. Poza tym oglądamy również: ruiny kościoła św. Mikołaja, pałac książąt, cytadelę, bramę miejską. Co ciekawe turystów tutaj niewiele – najwyraźniej wolą plażę. Ze wzgórza rozciąga się piękny widok na całe miasto. Mimo tych atrakcji, po godzinie spaceru w takim ukropie mamy już dość.
Budva
Ruszamy teraz do Budvy, jednego z najpopularniejszych kurortów nad Adriatykiem. Szacuje się, że miasto powstało w V w. p. n. e. i na przestrzeni lat było pod panowaniem: Fenicjan, Greków, Rzymian i Wenecjan (stąd też różnorodna architektura na tym terenie). Przejeżdżamy przez prawie całe miasto, by dostać się do starówki. Widać wszechobecny luksus – zaczynając od nowoczesnych budynków, poprzez drogie samochody, a kończąc na jachtach, które są warte kilkakrotnie razy więcej niż mieszkanie przeciętnego Polaka 😉 Faktem jest, że w Budva odnotowuje bardzo wysoki wskaźnik milionerów przypadających na liczbę mieszkańców.
Mijając przystań wkraczamy do Starego Miasta. Jak się później okazuje, jest to obszar stosunkowo niewielki i większość zabytków położona jest blisko siebie. W mig obchodzimy je wszystkie: Kościół Santa Marija in Punta, cerkiew św. Sawy, cerkiew św. Trójcy, cytadelę. Średniowieczne mury i budynki stanowią piękny kontrast do nowoczesnej części miasta.
Gdy już wracamy na camping, po drodze zatrzymujemy się w jeszcze jednym, niezwykle ciekawym turystycznie miejscu. Chodzi mianowicie o okolice wyspy Sveti Stefan (Święty Stefan). Jest to malutka wysepka położona 6 km od Budvy, z lądem połączona wąskim przesmykiem. Wcześniej znajdowała się tam wioska rybacka, jednak w latach 50-tych ubiegłego wieku przesiedlono stamtąd ludzi, a teren zamieniono na wielki, luksusowy hotel. Za wejście na wyspę pobierana jest opłata, a i tak nie każdy może wejść wszędzie. Dlatego też sporą popularnością cieszy się punkt widokowy usytuowany przy głównej drodze z Budvy do Baru.
Po powrocie do Petrovac mamy jeszcze czas, by skorzystać z uroków plaży…
W głąb kraju – monaster Ostrog
Kolejny dzień w Czarnogórze zapowiada się bardzo intensywnie. Wjeżdżamy w głąb państwa, a naszym celem jest prawosławny klasztor – Monaster Ostrog. Jest to miejsce kultu, do którego rocznie przybywają tysiące pielgrzymów z całego świata. Jest bardzo charakterystyczny poprzez to, że został wbudowany w skalną wnękę na zboczu doliny, na wysokości 900 m n. p. m. Położony jest około 15 km od dużej czarnogórskiej miejscowości – Niksic. Droga nie należy do najprostszych.
Fundatorem monasteru był arcybiskup Vasilij Jovanovic (św. Bazyli Ostrogski), który w XVII wieku w obawie przez Turkami musiał opuścić Bośnię. Wraz z grupą 30 mnichów wzniósł klasztor w miejscu, gdzie nie zagrażało im niebezpieczeństwo. Żył tam aż do swojej śmierci, tu też został pochowany. Jego relikwiom przypisuje się moc cudotwórczą.
Sam obiekt składa się tak naprawdę z dwóch części: Monasteru Dolnego oraz Górnego. Ten drugi jest bardziej popularny – śnieżnobiała przednia ściana cerkwi św. Krzyża jest już widoczna z daleka i robi niesamowite wrażenie. Turyści muszą zostawić swoje pojazdy na parkingu i dalszą część trasy pokonują pieszo. Droga idzie mocno ku górze, jest dużo ludzi i ogromny upał, więc wędrówka jest dość męcząca. Mimo to chęć zobaczenia miejsca kultu jest tak mocna, że po stromych kamieniach wspina się każdy. To wszystko rekompensują piękne widoki. Z jednej strony mamy niespotykany w świecie klasztor wbudowany w skały, z drugiej oglądamy z góry całą dolinę.
Atrakcje Czarnogóry – Kanion Tary
Ruszamy dalej, na północ w kierunku kolejnego niezwykłego miejsca – Kanionu Tary. Trasa niestety również nie należy do najłatwiejszych, dalej mamy mnóstwo wąskich zakrętów, dziurawe drogi. Jednak jest to jedna z największych atrakcji Montenegro i grzechem byłoby tam nie pojechać. Naszym punktem orientacyjnym jest miejscowość Zabljak, znana głównie ze swych tras narciarskich. Ciekawostką jest to, że mieszka tam więcej Serbów niż Czarnogórców.
Po kilku godzinach docieramy na miejsce. Omyłkowo pole dla camperów traktujemy jako parking, jednak po krótkiej rozmowie z zarządcą terenu, ten zgadza się na pół godziny postoju. Sugeruje, że i tak wrócimy wcześniej. Daniel już wcześniej narzekał, że niepotrzebnie nadkładamy drogi, teraz i ja zaczynam mieć wątpliwości. I rzeczywiście – most jest przepiękny, krajobraz również… jednak to tylko most. Ileż czasu można tam spędzić? Robimy kilka zdjęć, choć i to nie jest takie proste, bo kręci się tu mnóstwo turystów. Na pamiątkę nagrywamy też krótki film:
Cóż powiedzieć… jesteśmy lekko zawiedzeni. Dlatego Kanion Tary możemy polecić jedynie osobom, które zamierzają skorzystać tam ze zjazdów po linie lub raftingu. Wówczas taka wyprawa ma sens. Mogliśmy swoją podróż kontynuować dalej wybrzeżem, zwiedzać rejony Kotoru… My jednak wybraliśmy ścieżkę bardziej ambitną i może nie ma czego żałować. W końcu oglądaliśmy najgłębszy kanion w Europie.
Dalej w drogę
Tak powoli kończy się nasza wizyta w Czarnogórze. Nie mamy ochoty ponownie przejeżdżać tą samą trasą, którą dotarliśmy do Kanionu Tary, dlatego ruszamy dalej na północ do Bośni i Harcegowiny.
Czarnogóra to przepiękny kraj. Jest tu wszystko czego turysta zapragnie – morze, góry, zabytki, wspaniałe krajobrazy. Można zobaczyć twierdze wybudowane za czasów greckich, ale odznaczają się też ślady tureckiego panowania, między innymi w architekturze i w kuchni. Tak jak geograficznie, tak również cenowo Montenegro plasuje się pomiędzy drogą Chorwacją, a (jeszcze) tanią Albanią. Dla Polaków jest to więc ciekawa alternatywa. Zachwycają zwłaszcza nadmorskie kurorty, które mimo że są pełne turystów, to nadal nie straciły swojego uroku. Osoby szukające aktywnego wypoczynku, także znajdą tu coś dla siebie. Dla nas wizyta w Montenegro na pewno będzie bardzo miłym wspomnieniem. Na szczęście z wyprawy zostało nam kilkaset zdjęć i siedząc teraz w Opolu możemy sobie przypomnieć te wspaniałe chwile.