Zwiedzacie Birmę i wydaje Wam się, że zobaczyliście wszystkie ciekawe miejsca w Mandalay? Wizyta w tym mieście oznacza głównie zwiedzanie świątyń rozsianych po okolicy. Są też niezwykłe przedmieścia takie jak Amarapura czy Inwa. A co nam wydało się niespotykane i zarazem interesujące? Otóż naszą uwagę przyciągnęły warsztaty i inne zakłady pracy.
Na początku musimy zaznaczyć, że mieszkańcy Birmy nauczyli się już żyć z turystyki i część z miejsc, które opiszemy, są nastawione na wyciągniecie z „bogatego” mieszkańca Europy czy Ameryki jak największej ilości gotówki. Dlatego schemat przy prawie każdej wizycie wygląda podobnie. Zainteresowanym pokazuje się jak tworzy się dany produktu od początku do końca, podkreślając jak wiele pracy trzeba włożyć, by powstał. A na końcu, nieświadomy niczego turysta, prowadzony jest do sklepu. Oczywiście nie ma przymusu kupowania czegokolwiek, jednak spora część osób i tak wychodzi obładowana pamiątkami z Birmy.
Twórcy złotej folii
Złota folia dla wyznawców buddyzmu jest czymś niesłychanie istotnym. Przykładowo przytwierdza się ją do wizerunku Buddy, najlepiej do głowy (choć tylko nieliczni mają do tego prawo). Przy jeziorze Inle można się nawet spotkać z posągami Buddy, które z powodu naklejania wspomnianych karteczek, obecnie przybrały kształt małych, złotych bałwanków. Ogólnie złoto w Birmie ma bardzo szerokie zastosowanie, a te z Mandalay są wykorzystywane w całym kraju, ozdabia m. in. Pagodę Shwedagon w Rangunie.
Wracając do Mandalay, mamy tutaj do czynienia nie tyle z jednym zakładem, co całą dzielnicą warsztatów. Choć tylko niektóre z nich można zwiedzać.
Gdy tylko zbliżamy się do jednego z nich, od razu słychać ogromny hałas. To pracownicy ubijają drewnianym młotkiem kawałki złota. Rozbijanie jest procesem 3-etapowym, łącznie trwa około 6 godzin. Po wszystkim arkusz cięty jest na małe kwadraty, przekładany papierem i pakowany.
Pod koniec „wycieczki” każdy prowadzony jest do niewielkiego sklepiku. Znajdują się tam głównie złote figurki, np. zwierząt. Jednak nie widać szczególnego zainteresowania tego typu wyrobami.
Rękodzieło
Zupełnie inaczej sprawa ma się z rękodziełem. Tu co prawda nie odwiedzamy warsztatu, ale już sama wizyta sklepie, jest nie lada atrakcją. Przy wejściu w oczy rzucają się kukły, bardzo charakterystyczne dla kultury birmańskiej. Są też dziesiątki równego rodzaju figurek i masek. Nam szczególnie spodobały się kolorowe poszewki na poduszki. Ceny większości przedmiotów (nie licząc potwornie drogich kukieł) zaczynają się średnio od 20$. Na szczęście można negocjować i ostateczna kwota jest nieco niższa.
Na środku sklepu ustawiono niski stolik, przy którym pracują kobiety tworzące rękodzieło. Można podejrzeć ich pracę, a chętni mogą nawet przez chwilę sami spróbować swoich sił.
Warsztat tkacki
Teraz coś zdecydowanie dla pań. Miejsce, gdzie tworzy się tkaniny i szyje z nich ubrania. Na dużej sali nad ręcznymi krosnami siedzi kilkanaście kobiet. Tego typu przyrządy w Polsce dziś możemy zobaczyć jedynie w skansenie. W zakładzie pracuje niewielu mężczyzn. Ci nieliczni zajmują się farbowaniem tkanin. Szczerze powiedziawszy nie jesteśmy fanami podglądania czyjejś pracy, dlatego szybko uciekliśmy stamtąd.
Trafiamy więc do sklepu i trzeba przyznać, że można tam dostać zawrotu głowy. Od ilości kolorów, tkanin, wzorów i modeli. Niestety, ceny też są porażające, bo za szal zapłacicie ok. 50$. Oczywiście są też słynne longyi czy tradycyjne birmańskie koszule. Ja ostatecznie decyduję się na niewielką portmonetkę.
Natomiast jeśli chcecie przyjrzeć się tym mniej „turystycznym” szwalniom, to kilka z nich znajdziecie w okolicach targu w Mandalay. Widać od razu, że twarze pracujących tam kobiet są zdecydowanie bardziej radosne.
Targ jadeitu
Targowisko mieści się przy ulicy 87, między ulicami 39 a 40. Dla obcokrajowców wprowadzono symboliczną opłatę wstępu – 1000 kyatów. Tłum jest ogromny. Turystów w zasadzie nie widać, oprócz nas są tylko miejscowi. I właściwie nie do końca wiemy o co w tym wszystkim chodzi. Na głównej ulicy przebywają prawie sami mężczyźni. Część z nich siedzi przy pustych stołach usłanych białym obrusem, część się kręci, jakby trochę bez celu. Dopiero po pewnym czasie zauważamy kilka osób niosących w rękach zielonkawe kamienie. To właśnie jadeit.
Jadeit jest mocno cenionym kamieniem dekoracyjnym i ozdobnym, często wykorzystywanym w jubilerstwie. Jest też bardzo atrakcyjny dla kolekcjonerów. Kiedyś wyrabiano z niego narzędzia i kosztowną broń, teraz jest materiałem rzeźbiarskim.
Co ciekawe, Birma jest największym dostawcą jadeitu na świecie. Podczas zwiedzania na pewno natkniecie się na różnego rodzaju wyroby z tego niezwykłego kamienia. Przeważnie są to bransoletki lub naszyjniki, ale można spotkać też większe przedmioty.
Szybko mamy dość ogromnego tłoku na targu. Gdy już wycofujemy się do wyjścia, na koniec decydujemy się wejść w boczną uliczkę. I tam odkrywamy zakłady, gdzie jadeit jest poddawany obróbce. Przez przypadek więc mamy szansę przyjrzeć się wszystkim jej etapom. Widzimy jak kamień jest szlifowany, ale także jak poszczególne osoby z latarkami szukają ewentualnych uszczerbków. Hałas i bród dookoła jest spory, ale mimo wszystko zostajemy tam jeszcze na kilka chwil.
Strata czasu?
Rzeczywiście jest tak, że zakłady pracy, które odwiedzają zagraniczni turyści, są w zasadzie stworzone dla nich. Wizyta jest bezpłatna, natomiast przy każdym warsztacie jest sklep z często kosmicznymi cenami. Jeśli wybierzecie zwiedzanie Mandalay z przewodnikiem lub taksówkarzem, to raczej nie będziecie mieli możliwości ominięcia tych „atrakcji”. Możecie co najwyżej skrócić czas swojej wizyty tam.
Czy odwiedzanie tego typu miejsc jest fajne? Różnie. Nam na pewno nie podobało się to, że oglądamy czyjąś ciężką pracę. Ale z drugiej strony, to dzięki takim osobom jak my, Birmańczycy mają zatrudnienie i tym samym zarobek, który często pozwala utrzymać resztę rodziny. Jednocześnie poznajemy lokalną kulturę, a pamiątki przywiezione stamtąd na pewno będą czymś wyjątkowym.