W poprzednim wpisie dowiedzieliście się co ciekawego można zobaczyć w Mandalay. Tym razem wybierzemy się na obrzeża miasta i wioski graniczące z nim. Sporo podróżników uważa je za bardziej atrakcyjne niż samo Mandalay. Czy rzeczywiście tak jest?
Mowa będzie o: Sagaing, Inwie, Amarapurze oraz Mingun. Miejsca te obecnie są dzielnicami Mandalay lub na przestrzeni lat stały się odrębnymi wioskami. Jak do nich dotrzeć? Możecie skorzystać z pick-upów lub taksówek (w tym przypadku najlepiej zarezerwować ją na cały dzień). Z kolei chcąc wybrać się do Mingun musicie skorzystać z promu. Są też lokalne biura podróży, które oferują 1-dniowe wycieczki po okolicach Mandalay, wtedy nie musicie martwić się o transport. Jest to oczywiście opcja najdroższa.
SAGAING
Miasto to jest starsze niż samo Mandalay. Swoją popularność zyskało dzięki dużemu nagromadzeniu świątyń oraz ośrodków medytacji.
Chyba najbardziej znaną wśród świątyń jest pagoda Soon U Ponya Shin. Jej centrum stanowi 30-metrowa stupa, powstała w 1312 roku. Jako że świątynia położona jest na wzgórzu, rozpościera się z niej piękny widok na całą okolicę.
Inną, nie mniej ciekawą pagodą, jest Umin Thonse, zwana czasem także „pawilonem tysiąca buddów”. Ten tysiąc jest chyba lekką przesadą, ale wewnątrz można znaleźć między innymi 45 posągów buddów siedzących wewnątrz łukowego przejścia. Trzeba przyznać, że nawet taka ich ilość nagromadzona w jednym miejscu robi duże wrażenie. Idąc nieco dalej w górę można się natknąć na kilka (kilkanaście?) ołtarzy. Jedne z nich są bogato zdobione, inne bardziej skromne, ale generalnie warto się tą drogą przejść.
To co szczególnie zapamiętamy z Sagaing to wizyta w Aung Myae Oo. Jest to szkoła dla sierot i biedniejszych dzieci. Powstała w 2003 roku. Początkowo uczyło się w niej kilkadziesiąt dzieci. Kilka lat później liczyła już ponad 2 tysiące uczniów i jej oferta poszerzyła się o szkołę średnią i wyższą. Nauka jest bezpłatna, wszystko finansowane jest z darowizn.
Gdy przyjechaliśmy, część uczniów przebywała w salach, reszta bawiła się na dziedzińcu, byli też tacy, którzy już wychodzili. Mieliśmy okazję zajrzeć do jednej z klas oraz towarzyszyć w zabawach na świeżym powietrzu. To niesamowite jak dużo radości mogą dać najprostsze „zabawki” – sznurek, kamienie czy piłka. Taka trochę lekcja pokory dla Europejczyków.
Jadąc do Sagaing nie ominie się mostów na rzece Irawadi. Jeden z nich to pamiątka jeszcze po kolonizatorach, drugi to stosunkowo młode dzieło chińskich inżynierów. Warto zatrzymać się przy Yadanabon Bridge, by podziwiać panoramę Sagaing.
INWA (AVA)
Inwa to obecnie wioska rolnicza, która kiedyś była… stolicą królestwa birmańskiego! I to przez ponad 400 lat! Po dawnej świetności pozostało niewiele, ale nawet to co jest teraz pozwala wyobrazić sobie jak piękne i bogate było to miasto.
Aby się tu dostać również trzeba przepłynąć przez rzekę Irawadi. Na szczęście przeprawy odbywają się dość często. Inwę zwiedza się poruszając się zaprzęgami konnymi. Nie ma tu samochodów, na miejscu nie można wypożyczyć skutera czy roweru (choć osoby na skuterach widzieliśmy – być może przyjechały na nich z Mandalay). My jednak widząc te biedne konie, jeszcze dodatkowo męczące się w upale, zrezygnowaliśmy z tego środka transportu i wyruszyliśmy pieszo. Nie jesteśmy wielkimi obrońcami zwierząt, ale ta forma zwiedzania do nas nie przemówiła. Tym bardziej, że kwota za tą wątpliwą atrakcję też była jak na lokalne warunki niemała. Mimo wszystko mam jednak wrażenie, że byliśmy jedynymi turystami, którzy zdecydowali się pokonać tę trasę pieszo.
Pierwszym miejscem do jakiego dotarliśmy była świątynia Maha Aunmgye Bonzan. Wrażenie robi nie tylko jej wielkość, ale również ilość szczegółów. Wnętrze jest natomiast ubogie – pojawiają się posągi buddów, najbardziej jednak zauważalna jest właśnie pustka i jasne ściany. Obok głównej świątyni stoją równie ciekawe architektonicznie mniejsze budynki. Aby wejść na teren klasztoru trzeba mieć tzw. bilet pakietowy.
Największą atrakcją Inwy jest niewątpliwie klasztor Bagaya. Powstał w 1834 roku i jest wykonany z drewna tekowego. Podziwiać można przede wszystkim zewnętrzne zdobienia, wnętrze z kolei jest dość mroczne, co tworzy dodatkowy (magiczny?) klimat.
Jeszcze do niedawna całą okolicę można było podziwiać z wieży Nanmyin. Jest to jedyna murowana pozostałość po pałacu. Obecnie wejście na nią jest zamknięte. Nic zresztą dziwnego, bo budowla wyraźnie pochyla się w jedną stronę.
Idąc mieliśmy oczywiście okazję zobaczyć inne świątynie oraz budynki, mijaliśmy również pola bananowców i chaty mieszkańców.
AMARAPURA
I znowu mamy do czynienia z dawną stolicą państwa. Niestety, okres ten trwał dość krótko, bo około 70 lat, a większość budynków została rozebrana i przeniesiona do Mandalay. Obecnie Amarapura to przedmieścia, które są określane mianem „Miasta Południowego”.
Amarapura słynie głównie z U Bein Bridge, czyli najdłuższego na świecie mostu wykonanego z drewna tekowego. Mierzy on 1,2 kilometra długości. To jedno z najbardziej rozpoznawalnych miejsc w Mandalay, jeśli nie w Birmie. Z tego powodu codziennie przybywają tutaj tłumy turystów. Najwięcej jest ich o zachodzie słońca – i rzeczywiście trzeba przyznać, że o tej porze widok jest po prostu piękny.
U Bein położony jest nad jeziorem Taungthaman. W zależności od pogody i pory roku ma różną wielkość. Bywa więc że jego spora część jest wyschnięta. W przewodnikach wspomina się o tym, że najlepiej podziwiać most z łódki. Jednak w takiej sytuacji, to zupełnie traci sens, bo łódka pływa tuż przy samym brzegu. O wiele lepiej jest wówczas usiąść w kawiarni położonej na wysepce pod mostem.
Amarapura słynie także ze swych warsztatów tkackich, o których pisaliśmy tutaj
MINGUN
Już samo dotarcie do Mingun jest nie lada atrakcją, bo najlepszym sposobem jest rejs promem. Płynie się rzeką Irawadi, oglądając przy tym życie wokół niej. Rejs zaczyna się w okolicach 9 rano, powrót jest o godzinie 12:30. Warto przyjechać trochę wcześniej, by móc pokręcić się po porcie.
Gdy tylko dotrzecie na drugi brzeg, zostaniecie „zaatakowani” przez miejscowych taksówkarzy. Jednak to nie takie zwykłe taksówki. To drewniane wozy, gdzie siłą napędową jest… bawół. Te dziwne pojazdy, z namalowanym napisem „taxi” wyglądają dość komicznie. Na szczęście zbyt wiele osób nie decyduje się na korzystanie z ich usług. Bo generalnie nie ma takiej potrzeby – większość ważnych budowli znajduje się w pobliżu.
Najpopularniejsza wśród nich to Mingun Paya. Docelowo miała być największą pagodą na świecie, ale śmierć króla Bodawpayi spowodowała zakończenie prac. Ostatecznie wybudowano jedynie 1/3 tego, co było w planach. Nie zmienia to jednak faktu, że i tak przytłacza swoją wielkością. Natomiast jeśli chodzi o wygląd, to już tak nie zachwyca – ot, zwykła kwadratowa bryła. Naprzeciw pagody Mingun znajdują się ruiny Chinthe – pół-smoków, pół-lwów. Ruiny to dużo powiedziane – najogólniej rzecz biorąc to dwa ogromne głazy.
O wiele bardziej widowiskowa jest pagoda Hsinbyume. Jest tak biała, że w słoneczne dni aż razi w oczy! Można wejść na sam jej szczyt i z góry obejrzeć całe Mingun. Ale ostrożnie – schody są bardzo strome.
Interesująca jest także Pagoda Pondaw, usytuowana tuż przy rzece i równie biała jak Hsinbyume. Warto zobaczyć słynny „Dzwon z Mingun”, ważący 90 ton i przez wiele lat uznawany za najcięższy na świecie. Mało tego, można nie tylko go obejrzeć, ale też wejść do jego środka! My oczywiście nie zrezygnowaliśmy z takiej okazji.
Okolice Mandalay – zdecydowanie warto!
Jak sami zobaczyliście i przeczytaliście, obrzeża Mandalay mają wiele do zaoferowania. Niektórzy są nawet zdania, że więcej niż samo miasto. Na pewno czuć tutaj zupełnie inny klimat. Częściej spotyka się turystów, którzy w Mandalay gubią się w tłumie mieszkańców. W efekcie tego nadmiernego ruchu turystycznego we wszystkich tych miejscach powstały dziesiątki straganów z pamiątkami i ubraniami. A przez to wszystko zanika pewna naturalność, która tak mocno widoczna jest na ulicach Mandalay.
To były minusy. Jednak jest to mało istotne zważając na to, co można zobaczyć. Niejednokrotnie to co spotykaliśmy na swojej drodze dosłownie zwalało nas z nóg. Co najbardziej zapamiętamy? Wizytę w szkolę w Saging, 45 buddów w Umin Thonse, wędrówkę w upale po Inwie oraz zachód słońca nad mostem U Bein.
Zerknijcie na przykładowe ceny:
Okolice Mandalay taksówką – 35 000 kyatów
Bilet „pakietowy” (uprawnia m. in. do wejścia do Maha Aunmgye Bonzan) – 10 000 kyatów
Przeprawa łódką na Inwę – 1200 kyatów
Obiad (tuż obok przeprawy na Inwę) – 3500 kyatów (jeden tańszych jaki jedliśmy w Myanmar)
Rejs do Mingun (w obie strony) – 5000 kyatów
Mingun, opłata za wstęp – 5000 kyatów
Jesteście ciekawi co zobaczyć w samym Mandalay – zapraszamy do wcześniejszego wpisu Mandalay – kwintesencja Birmy