Dokładnie rok temu szykowaliśmy się w podróż do Myanmaru. Czytaliśmy przewodniki (których niestety nie ma zbyt wiele) oraz blogi, tych nielicznych, którzy tam byli. Zbieraliśmy głównie informacje o atrakcjach, ciekawych miejscach. I o ile w tym temacie byliśmy świetnie przygotowani, to jednak było kilka rzeczy, które może niekoniecznie zaskoczyły, ale na pewno były inne. Chodzi o różnego rodzaju zwyczaje czy zachowania Birmańczyków. Birma na własną rękę, to najlepszy sposób zwiedzania tego kraju – trzeba tylko pamiętać o pewnych zasadach.
W tym wpisie staraliśmy się wybrać kilka przydatnych informacji, które mogą pomóc osobie, która ma w planach wyprawę do Mjanmy. Dla osób, które często podróżują po krajach Azji Południowo-Wschodniej może nie będą to żadne nowości, ale kilka rzeczy może się różnić od tych, które poznaliście w innych azjatyckich krajach. Nie czujemy się tu bynajmniej specjalistami od kultury birmańskiej, chcemy po prostu podpowiedzieć jak wygląda podróżowanie po Mjanmie i na co powinniście się przygotować.
1. Inny wymiar kiczu
To określenie podczas naszej podróży wymyślił Daniel. Generalnie Birma oraz jej architektura i sztuka nas-Europejczyków zaskakuje na każdym kroku. Będziecie mieli wrażenie, że w świątyniach jesteście otoczeni wszystkimi bogactwami tego świata. Wszędzie wokół jest pełno złota, świecidełek, a także innych przedmiotów, których nie spodziewalibyśmy się w świątyni.
Jednym ze zwyczajów w tamtejszych pagodach jest nakładanie płatków złotej folii na posągi Buddy. Przeważnie tego zaszczytu mogą dostąpić tylko mężczyźni, choć oczywiście są też wyjątki. Przykładem takiego „masowego” nalepiania płatków jest pięć przedstawień Buddy w pagodzie Phaung Daw Oo nad Inle Lake. Obecnie posągi przypominają bardziej małe kuleczki.
Oprócz tego, że wszystko się świeci, to często jest też dużo większe niż być powinno. Kojarzycie posąg Leżącego Buddy w Wat Pho w Bangkoku? Ma on 46 metrów długości i jest uważamy na monumentalny. Tymczasem w Rangunie, w świątyni Chaukhtatgyi leży Budda mierzący prawie 20 metrów więcej!
Warto jednak dodać, że niestety temu przepychowi w świątyniach towarzyszy ogromna bieda na ulicach.
2. Białe twarze
Nie, tym razem nie chodzi o nas ? Mamy tu na myśli tanakę. Generalnie tanaka to drzewo. Z tego drzewa zaś robi się proszek, który później miesza się w wodą. Tak powstaje „maseczka”, którą nakłada się na twarz. Robią to głównie kobiety i dzieci. Smaruje się najczęściej policzki, ale są i tacy, którzy umieszczają ją na całej twarzy. I tak chodzą po ulicach.
Po co się to robi? Przede wszystkim tanaka chroni przed słońcem. Mówi się też o tym, że ma właściwości odżywcze, stąd zaczęła być nawet składnikiem niektórych kosmetyków. A poza tym – jest również swego rodzaju makijażem oraz elementem tradycji.
3. Zakazana lewa ręka
To kwestia ważna zwłaszcza dla osób leworęcznych, którą ja niestety mam „szczęście” być. Podobnie jak w całej Azji Południowo-Wschodniej, tutaj również lewa ręka uważana jest za nieczystą. Trzeba więc pamiętać, aby tej ręki nie używać. A totalną zniewagą jest już pocieranie posągu Buddy lewą ręką! Jeśli płacicie, to najlepiej obiema rękoma lub prawą.
Mówi się także o tym, że kobiety nie powinny dotykać mnichów. Jednak wraz z napływem turystów, podejście to się zmienia – mnisi są wykształceni, znają kultury innych państw, bo często sami podróżowali. Dlatego to oni sami zaczepiają ludzi, by móc z nimi porozmawiać po angielsku i lepiej poznać kraj rozmówcy. Nie jest więc niczym szczególnym wspólne zdjęcie z mnichem.
Nie jest także wskazane głaskanie dzieci po głowach, jak to niektórzy mają w zwyczaju.
4. Drogi pełne krwi?
Pisząc o Mjanmie nie sposób nie wspomnieć o betelu. To tamtejsza używka, coś jak u nas papierosy. Daje poczucie lekkiego oszołomienia, rozluźnia, relaksuje. Ponoć zabija też pasożyty, co jest szczególnie ważne patrząc na stan birmańskich garkuchni.
Betel jest popularny w niektórych częściach Azji Południowo-Wschodniej, jednak w Mjanmie szczególnie. Mieliśmy wrażenie, że w zasadzie wszyscy otaczający nas na ulicach mężczyźni żuli go. Mało tego, później wypluwali to na ulicę (często komuś pod nogi). I tak z powodu czerwonej barwy betelu, drogi wyglądają jakby ociekały krwią. Przynajmniej takie jest pierwsze wrażenie osoby „z zewnątrz”. Ponadto czerwony osad zostaje także na zębach delikwentów, czyniąc ich uśmiech wyjątkowo koszmarnym.
A propos dróg i chodzenia, to pamiętajcie, że wchodząc do pomieszczenia zawsze musicie ściągać buty (skarpetki też!). Jest to obowiązek zwłaszcza w świątyniach, także w ich częściach handlowych. Ponadto mowa tu także o domach czy pokojach hotelowych.
5. Słodko-ostro
O jedzeniu pisaliśmy już wcześniej, warto jednak podkreślić, że potrawy birmańskie mają wyjątkowy smak. Generalnie raczej nie ma co porównywać potraw z kuchni azjatyckiej zrobionych w Polsce, do tych jedzonych tam. Głównie dlatego, że nasi kucharze nie mają łatwego dostępu do wszystkich przypraw.
Dlatego typowe „green curry” w Birmie jest po prostu bardzo, ale to bardzo ostre. Oczywiście powoli się to zmienia, bo kucharze widząc turystów z Zachodu, starają się dostosować kuchnię do „naszych” smaków i w typowo turystycznych knajpach nieco łagodzą smaki. Ogólnie rzecz biorąc spora cześć dań jest ostra, jednak nie ma się co martwić – przy zamawianiu można poprosić o wersję łagodniejszą. Wasza prośba na pewno zostanie spełniona.
W Mjanmie wszystko jest też dużo bardziej słodsze. Nawet w przypadku napojów znanych na całym świecie, takich jak Coca-Cola czy Nestea, czuć znaczną różnicę. Rozwiązaniem jest unikanie tzw. kolorowych napojów, na rzecz na przykład wody kokosowej.
6. Biała atrakcja turystyczna
Wybierając się do Birmy szykujcie się na to, że będziecie równie wielką atrakcją turystyczną jak most U Bein czy pagoda Shwedagon. Mimo że w ciągu ostatnich kilku lat przybywa tu coraz więcej turystów, „białe twarze” wciąż są uważane za swego rodzaju nowość czy ciekawostkę.
Przejawów tego zainteresowania doświadczaliśmy w zasadzie codziennie. O ile Birmańczycy z dużych miast są raczej przyzwyczajeni do „białych”, to przy zabytkach czy w miejscach kultu spotyka się osoby z mniejszych miejscowości czy wsi, które nie miały do tej pory kontaktu z Europejczykami czy Amerykanami. I właśnie przez takie osoby byliśmy najczęściej zaczepiani. Najbardziej odważne są starsze kobiety i to one z reguły podchodzą na początku. Ale gdy już zrobi się pierwsze zdjęcie, to nie zdążysz się obejrzeć, a w kolejce ustawiają się następni chętni.
Dlatego Birma jest jednym z tych krajów, gdzie bardzo dobrze robi się zdjęcia ludziom. Nie trzeba się nikogo o to prosić, często Birmańczycy sami podchodzą i pozują. Nie chcą za to żadnych opłat czy przysług (wyjątkiem są tylko „rybacy” znad jeziora Inle).
7. Nie czytaj starych przewodników
To bardzo ważne! Mynamar cały czas się zmienia. Oczywiście, zabytki pozostają takie same od wieków, jednak zmienia się wszystko to, co dzieje się dookoła nich. Przykłady można mnożyć. W ciągu ostatnich kilku lat pojawiły się obowiązkowe opłaty dla zagranicznych turystów za wjazd do stref Bagan i Inle Lake. Powstało dziesiątki nowych hoteli czy restauracji. Tworzą się też dodatkowe możliwości na turystów – coś co kiedyś było niemożliwe, dziś jest codziennością. Nie wspominając już o ciągle rosnących cenach.
Zmiany widać wszędzie, chociażby w Bagan. Nie wspominając już o trzęsieniu ziemi w 2016 roku, które jednak trochę zabytków zniszczyło, zmienił się też sposób zwiedzania. Kiedyś teren Old Bagan przemierzało się rowerami. Dziś rowery są jeszcze dostępne, ale powoli zostają wypierane przez elektryczne skutery.
Również sami Birmańczycy nieco się zmienili. Oczywiście dalej są najbardziej uśmiechniętym narodem jaki było mi dane poznać. Trzeba tylko pamiętać, że w dużych miastach, możemy już spotkać osoby, które będą chciały nas oszukać lub wymusić zapłatę za coś co miało być darmowe. Przykładem są tutaj „przewodnicy” w świątyniach w Rangunie, którzy podchodzą do obcokrajowców i oprowadzają po różnych zakamarkach pagody. Pojawiają się znikąd, są bardzo mili i czasem ciężko się od nich uwolnić. Na końcu oczywiście proszą o wsparcie pieniężne, np. na książki. Na szczęście takie sytuacje zdarzają się jeszcze sporadycznie.
Z tych wszystkich powodów, jeśli chcecie zwiedzić Birmę na własną rękę, powinniście wybierać tylko najnowsze przewodniki czy wpisy blogowe. Im świeższy, tym lepszy.
8. Birma na własną rękę – spontan & just smile!
Na każdą podróż warto się przygotować, czytać o danym państwie, zrobić wstępny plan wyprawy. Jednak w przypadku Mynamaru należy dać sobie pewną dozę swobody w modyfikowaniu wcześniejszych pomysłów czy ustaleń. Wiadomo, jak to w podróży – wiele rzeczy może się zdarzyć. Co prawda, o Birmie pojawia się już coraz więcej informacji, ale są jeszcze pewne kwestie (przeważnie szczegóły), których się nie przewidzi. Dlatego nie ma się co przejmować, że czegoś nie wiecie przed wyjazdem. Na pewno na miejscu dowiecie się wszystkiego, czy to od miejscowych czy od turystów, którzy są w danym miejscu trochę dłużej niż Wy.
Wyżej wspominałam o oszustach i naciągaczach. To na szczęście wyjątki. Birmańczycy są pomocni. Bezinteresownie. Mimo że żyją często w kiepskich warunkach, potrafią cieszyć się każdym dniem. A ich szczere uśmiechy dosłownie rozbrajają na każdym kroku! Nie pozostaje nic innego jak odwdzięczyć się tym samym ?