Kolorowy, egzotyczny, pełen smaków i zapachów. Ale z drugiej strony – gwarny, pełen turystów i naciągaczy, chwilami męczący. Dla jednych to niezwykłe miasto, po którym mogliby błądzić godzinami. Z kolei inni woleliby jak najszybciej stąd uciec. To właśnie pełen sprzeczności Marrakesz. Co robić w Marrakeszu, by ten czas nie był zmarnowany? Podpowiadamy i wspominamy.
Jak dojechać?
Z Polski do Marrakeszu najszybciej dostać się samolotem z Krakowa, liniami Ryanair. Lot jest bezpośredni, a ceny stosunkowo niewysokie (można już znaleźć za trochę ponad 200 zł). Transport z lotniska do ścisłego centrum nie powinien stanowić większego problemu, gdyż odległość jest niewielka.
Z Polski do Maroka można polecieć także z ITAKĄ.
Marrakesz jest dobrze skomunikowany z innymi, większymi marokańskimi miastami. My przykładowo do Marrakeszu przyjechaliśmy z Agadiru. Najlepszym rozwiązaniem jest skorzystanie z przewozów autokarowych. W tej chwili największą popularnością cieszą się 2 firmy: CTM i Supratours . Obydwie zostały przez nas sprawdzone i z ręką na sercu możemy je polecić. Bilety kupuje się na dworcu (w przypadku Agadiru jest to Gare Routiere na Avenue Abderrahim Bouabid). Czy jest konieczność kupowania ich z wyprzedzeniem? Poza sezonem nie, w sezonie – warto wziąć to pod uwagę. Kursów na szczęście jest całkiem sporo, a rozkład można sprawdzić wcześniej na stronach www wspomnianych przewoźników.
Plac Jamaa El Fna
Tam na pewno traficie na początek. Ciężko opisać jednym słowem Jamaa El Fna. To coś na kształt tutejszego rynku, będącego jednocześnie wielkim targowiskiem i teatrem ulicznym. Dzieje się tu wiele i trzeba mieć oczy dookoła głowy.
Plac miał być miejscem reprezentacyjnym, przeznaczonym na parady i specjalne uroczystości. Jest kilka interpretacji nazwy Jamaa El Fna. Jedna z nich tłumaczy ją jako „zgromadzenie nieżywych”, co ma być nawiązaniem do tego, że kiedyś odbywały się tu publiczne egzekucje. Swoją drogą to dość ciekawe powiązanie patrząc na to, co dzieje się tam teraz.
Atmosfera i klimat Jamaa El Fna zmienia się w zależności od pory dnia. Rano prawie nic ciekawego się nie dzieje. Później rozpoczyna się handel – można kupować od artykułów spożywczych po tekstylia. Pojawiają się grajkowie, zaklinacze węży i właściciele małp. Ale to dopiero wieczorem plac przeistacza się w prawdziwy teatr (czy jak kto woli – cyrk). Przede wszystkim na środku zaczyna funkcjonować gigantyczna jadłodajnia. Nie sposób przejść obok, bo nieustannie jest się zaczepianym przez wszelkiej maści „zaganiaczy”, którzy chwalą swoje knajpki. Prawda jest taka, że menu w większości jest podobne, ceny również. Jeśli zatem masz ochotę tam zjeść, to obojętne czy zrobisz to przy stanowisku nr 3 czy 15. Oczywiście koniecznie przelicz na końcu rachunek i upewnij się czy aby nie zapłaciłeś za dodatkowy talerz ? Oprócz jedzenia warto również spróbować świeżo wyciskanego soku z pomarańczy (4 DH) lub pomarańczy i grantu (10 DH).
Na pozostałej części Jamaa El Fna prym wiodą różnego rodzaju sztukmistrze, muzycy, akrobaci. Ma być fajna, klimatyczna atmosfera, jednak znika ona natychmiast, gdy po kilku minutach (lub szybciej) pojawia się członek ekipy z ręką wyciągniętą po pieniądze.
Niemniej jednak, plac Jamaa El Fna ma pewien urok w sobie.
Co robić w Marrakeszu? Kupować!
Tutejsze suki to królestwo dla zakupoholików. Ciasne, hałaśliwe i barwne, stały się symbolem Marrakeszu. Warto podkreślić, że mamy to do czynienia nie z jednym sukiem, a wieloma. Każde z nich ma swoją specjalizację. Mogą to być na przykład: wyroby ze skóry, tkaniny, przyprawy, leki, babusze (buty noszone przez miejscowych), wyroby ceramiczne, biżuteria. Wybór jest ogromny i czasem trudno zdecydować się na coś konkretnego.
Teoretycznie każdy z produktów ma swoją cenę, ale wręcz obowiązkiem jest się targować. Ceny w Marrakeszu generalnie nie należą do najniższych, choć jakby się zastanowić, to nie inaczej jest w innych miejscach, gdzie licznie przybywają turyści (np. Essaouira). Warto też w wielu przypadkach patrzeć na jakość wyrobu – niektóre są tańsze, ale niestety jakość pozostawia wiele do życzenia, o czym możemy się przekonać bardzo szybko po powrocie z Maroka.
Teren suków jest ocieniony – z jednej strony chroni to przed słońcem, z drugiej – potęguje gwar i zapach. Uliczki przechodzą w jeszcze węższa przejścia, a te z kolei wychodzą na mniejsze place. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim ulokowały się także hotele i inne noclegownie. Błądzić po uliczkach można długo, choć chyba podoba się to głównie kobietom. Tylu błyskotek w jednym miejscu już dawno nie widziałam!
Zapraszamy także do wpisu „Co kupić w Maroku?”.
Pałace Marrakeszu
W Marrakeszu na przestrzeni lat wybudowano sporą liczbę rezydencji. Ich mieszkańcami byli zarówno sułtani, jak i wezyrowie. Niestety, nie wszystkie przetrwały do dziś. Jednak te, które obecnie możemy zobaczyć, i tak budzą podziw i zachwyt.
Do najbardziej popularnych pałaców w mieście należą: El Badi, Bahia, Dar Si Said (obecnie Muzeum Sztuki Marokańskiej), Dar Menebhi (obecnie Muzeum Marrakeszu).
Nam szczególnie przypadł do gustu pałac Bahia. Jego nazwę tłumaczy się jako „pałac piękna”. I rzeczywiście taki jest! Jego architekci zadbali o to, by było bogato, ale i ze smakiem. Jest stosunkowo młody, bo powstał pod koniec XIX wieku. Składa się niejako z 2 części, które zostały wybudowane w różnym czasie. Pierwsza jest dość skromna, druga już bardziej luksusowa. Mieszkańcem posiadłości był wezyr Bu Ahmed ibn Mussa wraz ze swoją liczną rodziną.
W kompleksie natkniecie się na dziedzińce z fontannami, ogrody z egzotycznymi roślinami, a przede wszystkim na kolorowe mozaiki (zellij). Idealne miejsce do zdjęć, choć niestety nie ułatwiają tego liczni turyści.
Ogrody – odpoczynek od zgiełku
Już wcześniej wspominałam o tym, że Marrakesz jest miastem gwarnym. Są jednak miejsca, gdzie można odpocząć od tego zgiełku. Chodzi przede wszystkim o tutejsze ogrody i parki.
Wśród nich można wymienić chociażby Ogrody Majorelle’a. Stworzył je francuski malarz i projektant Jacques Majorelle. Początkowo miały być jego prywatną odskocznią i miejscem inspiracji, jednak wkrótce umożliwił innym zwiedzanie jego dzieła. W zasadzie można stwierdzić, że przyniosło mu ono większą sławę niż obrazy. Ogród to dziesiątki dróżek, sadzawek, zagajników, palm i grządek z kaktusami.
Innym miejscem, w którym można odpocząć są Ogrody Menara. To kilkuhektarowy obszar gajów oliwnych, sadów i krętych ścieżek. W jego centrum wybudowano zaś wielką sztuczną sadzawkę. Co ciekawe, tak jak ogród, powstała ona już w XII wieku.
Warto także wspomnieć o Parku Arsat Moulay Abdeslam, zwanym także Cyber Parkiem. Ma świetne położenie – to dosłownie rzut beretem od Meczetu Koutoubia. Jest stosunkowo młody, bo powstał w 2005 roku. Skąd nazwa Cyber Park? Na jego terenie można znaleźć kioski internetowe, dostępne jest także wifi. Przy wejściu do parku mieści się niewielkie Muzeum Telekomunikacji.
Naciągacze – jak to z nimi jest?
A wróćmy znowu do pełnego zgiełku centrum miasta. Naciągacze. Są czy ich nie ma? Jak bardzo trzeba się ich obawiać i na co zwrócić szczególną uwagę?
Niestety, w Marrakeszu trzeba się mieć cały czas na baczności. Bo nawet jeśli na swojej drodze spotkasz pięciu uczciwych ludzi, to niestety szósty może okazać się oszustem. My generalnie nie mieliśmy żadnej ekstremalnej sytuacji, o których opowiadają nasi znajomi z bloga Dwa Razy Ziemia. Jednak mamy świadomość, że przynajmniej raz w Marrakeszu zapłaciliśmy za dużo (za taksówkę). Ja jednak biorę to na siebie – przecież mogłam się nie zgodzić na zaproponowaną cenę. Nieświadoma stawek, zgodziłam się, bo wydawało mi się, że to normalna kwota. Normalna w Polsce, ale nie w Maroku…
Pozostaje też pytanie: czy naciągactwo jest w Marrakeszu, gdy kupuję szal za 30 zł, czy wtedy gdy kupuję niemal identyczny w Polsce za 50 zł? Owszem, ceny często się zawyżone. Ale czy u nas jest inaczej?
Męczące są zaczepki, namolne zapraszanie do knajpy czy sklepu, jednak jeśli ktoś stanowczo odmawia, to z reguły po drugiej próbie taka osoba odchodzi. Irytuje też to, że nieustannie trzeba być czujnym i mieć oczy dookoła głowy. Można jednak na to spojrzeć z drugiej strony – dla przeciętnego mieszkańca Marrakeszu życie w takim nieustannym harmidrze (spowodowanym właśnie głównie przez turystów), także jest męczące. On również ma swoje życie. Oszuści i naciągacze to niewielki procent – pozostali mieszkańcy chcą po prostu normalnie żyć i zarabiać.
Nocleg w magicznym klimacie
Ale dość o złych rzeczach! Marrakesz dla mnie ma jeszcze jeden niewątpliwy atut – wspaniałe hotele. Jak wspomniałam wcześniej, często są one nieco poukrywane w uliczkach Medyny i na pierwszy rzut oka mogą wyglądać „normalnie”. Jednak gdy tylko wejdziecie do środka od razu zrozumiecie na czym polega różnica między europejskimi hotelami a tymi w Marrakeszu.
Spora część hoteli w mieście jest stworzona na kształt riadu. Oznacza to duże domy (wręcz w „pałacowym stylu”) z wystawnym patio w środku. W patio pojawiają się takie elementy jak fontanna, bujna roślinność, orientalne siedziska, ozdobne lampy.
My ostatecznie zdecydowaliśmy się na Hotel Sherazade. Nie dość, że ma bardzo dobrą lokalizację (blisko Placu Jamaa el Fna), to jest jeszcze świetnie urządzony. Dla mnie to takie małe dzieło sztuki. Hotel jest całkiem spory i poszczególne jego części różnią się nieco od siebie, ale dominuje kolor biały, niebieski i żółty. Wszystko tu jest na swoim miejscu – rośliny i fontanna w patio, leżaki i fajka wodna na tarasie, lampki w korytarzach i różnego rodzaju siedziska, które tylko dodają uroku całości. Dla osób jadących do Marrakeszu w porze zimowej hotel Sherazade ma jeszcze jeden atut – ogrzewanie w pokoju. Nie jest to powszechne w marokańskich hotelach, a niestety przydaje się. To był naprawdę świetny wybór.
Inne smaczki Marrakeszu
O Marrakeszu można pisać wiele i rozmawiać godzinami. Mnóstwu to różnych ładnych lub mniej ładnych miejsc, ale na pewno wszystkie są interesujące.
Będąc w Marrakeszu nie sposób ominąć Meczetu Koutoubia. To jeden z ważniejszych (jeśli nie najważniejszy) zabytków miasta. Znajduje się w ścisłym centrum miasta i jest widoczny z daleka, gdyż jego minaret liczy aż 77 metrów. Budynek uznawany jest za wzór marokańskiej architektury, a minaret powielano w dziesiątkach innych meczetów w całej Afryce Północnej.
Meczet Koutoubia powstał w XII wieku. Co ciekawe, zaraz obok mieściła się prawie identyczna, starsza budowla – jej ruiny przetrwały do dziś. Została porzucona, gdyż jej architekci ponoć niezbyt precyzyjnie zorientowali ją na Mekkę. Po latach okazało się, że współczesna świątynia zlokalizowana jest jeszcze gorzej. Niestety, tylko muzułmanie mogą wchodzić do meczetu, więc jego wnętrza pozostają dla nas niedostępne.
Na koniec chcieliśmy jeszcze wspomnieć o Mellah, czyli dziennicy żydowskiej. Mieści się ona na południe od pałacu Bahia. Od XVI wieku dzielnica systematycznie się rozrastała, aż do roku 1948, kiedy większość jej mieszkańców wyjechała do Izraela. Po latach świetności pozostała synagoga Lazama. Sama dzielnica jest uboższa niż inne części Marrakeszu. W jej wąskie uliczki zapuszcza się już znacznie mniej turystów, ale to sprawia, że nie traci na swojej autentyczności.
Czy warto odwiedzić Marrakesz? Naszym zdaniem zdecydowanie tak! Takiej mieszanki i różnorodności kolorów, smaków oraz zapachów nie spotkacie nigdzie indziej. Czyli co robić w Marrakeszu? Błądzić ?
Jeśli chcecie więcej poczytać o Marrakeszu, wpadnijcie na bloga Moniki Bewildered in Morocco, która mieszkała w tym mieście.