Czasu na wyjazdy coraz mniej, więc zanim gdzieś wyruszymy, mocno się rozglądamy szukając inspiracji. W tym roku stawiamy na „pewniaki”. Bo gdzie pojedziesz, gdy chcesz posmakować nieco zakrętów, a przy tym zwiedzić coś ciekawego w okolicy? Oczywiście w dolnośląskie! Tym razem nasza wycieczka na Dolny Śląsk była nieco inna niż wszystkie, bo nie towarzyszyła nam nasza TDM, a nowiutka Yamaha Tracer 700.
Tracera na testy otrzymaliśmy od Yamaha Motor Polska. Mieliśmy tydzień, by przyjrzeć się jak pracuje ten motocykl. O wynikach testu poczytacie >>tutaj<<, a teraz ruszamy na Dolny Śląsk!
Pierwszy przystanek
… zrobiliśmy w Ząbkowicach Śląskich. Wiesz, że jeszcze do 1945 roku to miasto nazywało się Frankenstein?! Na początku XVII wieku te tereny nawiedziła zaraza. Co prawda, była to ponoć sprawka tutejszych grabarzy, którzy roznosili truciznę po domach, jednak z biegiem lat powstała legenda o potworze, mającym wywoływać pomór. Nazwano go Frankensteinem, właśnie od nazwy miasta.
Co warto zobaczyć w Ząbkowicach? Przede wszystkim Krzywą Wieżę (jest tylko kilka takich w Polsce), ratusz (naprawdę spektakularny!) oraz ruiny renesansowego zamku. Wstęp do zamku jest płatny 7 zł (ulgowy 4 zł), chociaż już tak naprawdę z zewnątrz można sobie wyobrazić jak okazała musiała to być niegdyś budowla.
Jeśli jesteś w okolicy, to możesz zajrzeć także do Kamieńca Ząbkowickiego, który słynie głównie ze swego pałacu.
Tajemniczy „Olbrzym”
Im dalej na zachód, tym więcej zakrętów. I to nam się podoba! Przejechaliśmy wzdłuż Parku Krajobrazowego Gór Sowich. Dużo zieleni, spokój. Co prawda w okolicach Walimia trafiliśmy na wyścig kolarski i już nie było tak spokojnie, ale był za to czas, by chwilę odpocząć. Jeśli chcecie dobrze zjeść w tej okolicy to polecamy Zajazd Hubert. Oprócz tego, że smacznie, to otoczenie ciekawe.
Tak najedzeni, ruszyliśmy do podziemnego Kompleksu Włodarz, będącego największą częścią projektu „Riese”. Riese, czyli w tłumaczeniu Olbrzym, to raj dla miłośników historii i tajemnic związanych z II wojną światową. Wąskie korytarze, betonowe warownie, zalane przejścia, wystawy militariów – to znajdziesz w podziemiach. W trakcie zwiedzania pływa się nawet łodzią!
Mówi się o tym, że Włodarz ma 9000 km2 powierzchni, ale jest jeszcze sporo fragmentów nieodkrytych. Do dziś do końca nie wiadomo, po co zbudowano tak ogromne podziemne hale, co w nich składowano i co najważniejsze – gdzie to wszystko się podziało. Świadków w zasadzie już nie ma. Więźniowie-budowniczy, w tak katorżniczej pracy nie przeżywali nawet kilku miesięcy, a przebywający tutaj oficerzy pod koniec wojny zniknęli w tajemniczych okolicznościach. Z tego co udało nam się dowiedzieć od przewodnika, na chwilę obecną nie ma zgody na poszerzanie prac odkrywkowych.
Uwaga. Jeżeli wybierasz się do Włodarza, pamiętaj o odpowiednim ubiorze! Wewnątrz jest dość chłodno, więc warto mieć przy sobie kurtkę/bluzę. Ponadto, raczej nie ubieraj białych trampek. Bardziej sprawdzą buty trekkingowe, bo jest sporo błota i kałuż.
Tak naprawdę o Riese i Włodarzu można by dyskutować godzinami, jednak nasza wycieczka na Dolny Śląsk wcale się tutaj nie kończyła.
Z wizytą na zamku
Z Włodarza już rzut beretem do Zagórza Śląskiego. A tam z kolei możesz odwiedzić malowniczo położony Zamek Grodno. Jego początki sięgają czasów Piastów Śląskich. Przez lata popadał w ruinę – częściowo zniszczony w trakcie wojny trzydziestoletniej, w XIX wieku kupiony przez miejscowych chłopów celem rozebrania i pozyskania materiałów budowlanych (!) Na szczęście ich plany nie doszły do skutku. Dziś zamek jest pół ruiną, a pieczę nad nim sprawuje gmina Walim.
W trakcie zwiedzania zobaczysz wybrane komnaty, salę tortur, loch księżniczki Małgorzaty, a także wysłuchasz legend związanych z tym miejscem. Całość wieńczy wejście na wieże zamkową, z której rozciągają się widoki na Dolinę Bystrzycy oraz Góry Sowie i Wałbrzyskie.
Dzień zmierzał ku końcowi, nadszedł czas na zasłużony odpoczynek. Tym razem nie musieliśmy szukać noclegu, ponieważ w tych okolicach mamy sprawdzoną miejscówkę. To agroturystyka „Dom pod Karpiem”, położona pod samym zamkiem Grodno. Nie znajdziesz tam co prawda wielkich luksusów, ale za to miłą atmosferę i sympatycznych gospodarzy przychylnych motocyklistom. Co ciekawe, dom został wybudowany w 1550 roku!
Drzewo inne niż wszystkie
Korzystając jeszcze z ładnej pogody, ruszyliśmy z samego rana. Wiesz, że w Polsce rośnie żelazne drzewo? Znajduje się ono właśnie niedaleko Zagórza, we wsi Podlesie. Nazwano je „Lipą Fryderyka”.
Skąd w ogóle wzięła się ta niecodzienna atrakcja? Podczas wojny siedmioletniej w okolicy gościł król Fryderyk II. Został zaproszony przez miejscowego karczmarza na posiłek. Gdy zeskoczył z konia, gospodarz przywiązał zwierzę do stojącej tam lipy. Tym faktem karczmarz chwalił się wszystkim, aż drzewo zyskało miano kultowego. Już wiele lat później burza powaliła słynną lipę. W jej miejsce posadzono inną, ta jednak szybko uschła. O sytuacji dowiedział się potomek króla, Fryderyk Wilhelm IV, który rozkazał odlać żeliwny pień drzewa i ustawić w Podlesiu.
Obecnie Lipa Fryderyka jest nieco zapomniana przez turystów. Może dlatego, że położona jest na prywatnej posesji, a może dlatego, że nie widać jej bezpośrednio z drogi…
Wyrzuceni z kościoła
Po szybkim obejrzeniu lipy, wróciliśmy z powrotem do Zagórza, a konkretnie na tamtejszą zaporę wodną. Mimo że byliśmy na niej już kiedyś podczas któregoś z motocyklowych rajdów turystycznych, to i tak w dalszym ciągu robi na nas spore wrażenie. Podziwialiśmy ją zarówno z dołu, jak i z góry.
Nieco spontanicznie postanowiliśmy jechać do Świdnicy (to tak blisko!) i zobaczyć słynny Kościół Pokoju. Ta ewangelicka świątynia została wybudowana w XVII wieku i generalnie z zewnątrz nie do końca przypomina tradycyjny kościół. Stało się tak z powodu obostrzeń, które dostali ewangelicy budujący go. Przykładowo nie mógł on mieć dzwonnicy i musiał być zrobiony z materiałów nietrwałych (drewno, słoma, glina).
Największe wrażenie robi ponoć jego wnętrze, zwłaszcza ołtarz główny i ambona. Ponoć, bo niestety nie mieliśmy okazji się im przyjrzeć. Świątynia była otwarta, ksiądz, którego spotkaliśmy, pozwolił nam wejść. Jednak szybko znikł, a jak z podziemi wyskoczyła „pani porządkowa”, która zaczęła krzyczeć, że musi „zakończyć nabożeństwo” (świecka osoba? w pustym kościele?) i mamy wyjść.
Po kilku minutach zorientowaliśmy się, że wejście pewnie jest płatne. Mimo że byliśmy o dość „normalnej” godzinie, bo o 11, okazało się, że musimy poczekać jeszcze godzinę na otwarcie zabytku. Zrezygnowaliśmy, bo czas w podróży jest dla nas cenny. Generalnie gapy z nas, że wcześniej tego nie sprawdziliśmy, ale tak jak napisałam na początku, była to decyzja spontaniczna. Nasze rozgoryczenie budzi jednak styl, w jaki sposób zostaliśmy potraktowani. Podczas naszych podróży zwiedziliśmy dziesiątki, jeśli nie setki, różnych świątyń, ale nigdy, przenigdy, nikt nie wyrzucił nas z kościoła! Takie rzeczy tylko w Polsce.
Kolejna wycieczka na Dolny Śląsk?
Tym mało optymistycznym akcentem kończymy nasz weekendowy wyjazd. Znów udało się zobaczyć kilka fajnych miejsc i poznać bliżej Dolny Śląsk. Jednak trzeba przyznać, że te tereny są tak obfite w atrakcje, że jeszcze wiele wody w rzekach upłynie, zanim je wszystkie poznamy. Ale chyba to dobrze?
Krótko podsumowując, polecamy zwłaszcza podziemia Włodarz. Przyciąga nie tylko aura tajemniczości, ale także to, że jest różnorodnie – oglądasz film, spacerujesz korytarzami, pływasz łódką… Naprawdę fajnie spędzony czas. Mamy nadzieję, że za jakiś czas będziemy mieli jeszcze okazję odwiedzić pozostałe podziemia projektu Riese.
A tymczasem… już za kilka dni ponownie wybieramy się na Dolny Śląsk! Tym razem naszym celem będzie Karpacz. Jeśli znasz jakieś ciekawe miejsca w tym mieście lub najbliższej okolicy, to koniecznie napisz o nich w komentarzach, na pewno się przyda!