Jeżeli ktoś kiedyś zapyta mnie: „co robić w Maroku, gdzie jechać?” z pełnym przekonaniem odpowiem: jedź na Saharę! Jazda na wielbłądach po wydmach czy oglądanie rozgwieżdżonego nieba na pustyni, to wrażenia, które pamięta się do końca życia. Jednak nasza wycieczka na pustynię obejmowała nie tylko przebywanie na Saharze, ale także zwiedzanie innych ciekawych miejsc na trasie z Marrakeszu. Ale po kolei…
Wyjazd z Marrakeszu
Gdy kupiliśmy bilety lotnicze do Maroka, od razu wiedzieliśmy, że na pewno chcemy zobaczyć pustynię. Pytanie tylko „jak?”. Przeanalizowaliśmy wszystkie możliwe opcje i ostatecznie zdecydowaliśmy się na wycieczkę z Sun Dunes Experience.
Wyjazd trwa 3 dni. Organizator zapewnia transport, noclegi, przewodników, przejazd wielbłądami po pustyni, częściowe wyżywienie. Po drodze zwiedza się jeszcze inne atrakcje turystyczne. Taki wyjazd ma sporo zalet. Po pierwsze, docierasz do zakątków, o których jadąc sam mógłbyś nie wiedzieć. Po drugie, przewodnicy opowiadają wiele ciekawostek, których nie wyczytasz w książkach. Po trzecie, samemu nie zorganizujesz noclegu w wiosce berberyjskiej. Po czwarte, omijasz w ten sposób naciągaczy i oszustów, na których sporo osób ostatnio narzeka podczas zwiedzania Maroka. I wreszcie – nie martwisz się o samochód i mandaty, o które w tym kraju nietrudno.
Wyjazd możecie wykupić w Marrakeszu, ale możecie to także zrobić wcześniej, już w Polsce. Wystarczy napisać do Moniki na adres: Monikamizinska1990@gmail.com
Z Marrakeszu wyjeżdżamy z samego rana, aby nie tracić czasu. Jedziemy nowoczesnym busem w grupie 15-osobowej. Jej skład jest mieszany; są Francuzi, Hiszpanie, Brytyjczycy, Polacy. Jednak prawie wszyscy w podobnym wieku.
Pierwsze przystanki – Atlas i Ait Ben Haddou
Jeżeli nienajlepiej znosicie jazdę samochodem, to warto zaopatrzyć się w odpowiednie tabletki, bo chwilę po wyjeździe z Marrakeszu rozpoczynają się zakręty. Nic w tym dziwnego – to góry Atlas (najwyższy szczyt Dżabal Tubkal – 4167 m n.p.m.). Systematycznie zwiększamy swoją wysokość i tym samym podziwiamy coraz piękniejsze widoki. Na terenie pasma mamy 3 postoje. Jeden jest dłuższy, w kawiarni można napić się na spokojnie ciepłej herbaty, coś zjeść. Dwa pozostałe są krótsze – czasu jest tyle ile trzeba na zrobienie fajnych ujęć ?
Kolejnym punktem programu jest zwiedzanie Ait Ben Haddou. Towarzyszy nam tutejszy przewodnik, który opowiada najważniejsze wydarzenia z historii ksaru. Ait Ben Haddou to jedna z najstarszych i chyba najładniejszych na świecie osad obronnych. Powstała w XI wieku, ale wiele z obecnie widocznych zabudowań jest młodsze. To najpełniejszy obraz zabytkowej architektury typowej dla północnych obrzeży Sahary.
Osada wybudowana została na stromym zboczu, co tylko dodaje jej atrakcyjności. Nic więc dziwnego, że tak mocno przyciąga nie tylko turystów, ale także filmowców. Miasteczko „wystąpiło” w co najmniej kilkunastu wielkich hollywoodzkich produkcjach. Największą sławę przyniosły mu sceny z „Gladiatora” oraz serialu „Gra o Tron”. Idąc uliczkami Ait Ben Haddou można dostrzec nawet zdjęcia z planu poszczególnych filmów.
Hollywoodzki blichtr
Dalej pozostajemy w klimacie filmowym, ale przenosimy się około 30 kilometrów dalej, do Ouarzazate (Warzazat). Tutaj również nakręcono wiele znanych filmów. Wśród nich można wymienić: „Klejnot Nilu”, „Ostatnie kuszenie Chrystusa”, „Mumia”, „Lawrence z Arabii”. Co ciekawe, Ourzazate nie zawsze grało marokańskie plenery, było także Egiptem czy Tybetem. Tym filmowym wspomnieniom poświęcone jest Muzeum Kina. Znajdziecie tam elementy scenografii, afisze oraz zdjęcia z poszczególnych produkcji. Ogólnie rzecz biorąc cały czas kręcone są tu różnego rodzaju filmy, a ta branża to największy pracodawca w mieście. Kto wie, może podczas Waszej wizyty napotkacie na hollywoodzkie gwiazdy?
Wracając do samego Warzazatu. Przede wszystkim interesujące jest jego położenie – na styku gór i pustyni. Do XX wieku była to mała miejscowość, otoczona kazbami wznoszonymi przez plemiona berberyjskie. Kazby wznoszone z bloków z czerwonej gliny, z palmami oraz polami uprawnymi, dziś stały się częścią współczesnego miasta. Dlatego też przylgnęło do niego określenie „miasta tysiąca kazb”. Ta najbardziej popularna nosi nazwę Taourirt.
Dość szybko opuszczamy Warzazat, by móc podziwiać zachód słońca z widokiem na Dolinę Róż.
Wieczorem, jadąc przez Dolinę Dades, docieramy do hotelu Kasbah de la Vallee. Tam jemy marokańską kolację (czyli kuskus z kurczakiem), tam też nocujemy. Mała rada dla osób, które wybierają się tam w sezonie zimowym – może być zimno, zatem pamiętajcie o ciepłych ubraniach!
Wycieczka na pustynię – w berberyjskim świecie
Poranek przypomina nam, że w Maroku również jest zima ? Na szczęście, w przeciwieństwie do Polski, dość szybko robi się tutaj z powrotem ciepło. Jeszcze w kurtkach oglądamy niezwykle ciekawe formacje skalne w Wąwozie Dades.
Dalej jedziemy tzw. Drogą Kazb, wzdłuż której, jak sama nazwa mówi, rozciąga się kilkanaście kazb.
Gdy już słońce na stałe zagościło na niebie, docieramy do Tinghiru. To w rzeczywistości nawet nie jedna, a kilka osad położonych w oazie nad rzeką Todra. Wita nas kolejny przewodnik. Roześmiany żartowniś, od razu zyskuje naszą sympatię. Na początku oprowadza nas po polach, pokazuje jak wygląda tutejszy system irygacji. Później wprowadza nas do kazby – tutaj wchodzimy m. in. do dzielnicy żydowskiej, gdzie możemy przyjrzeć się ręcznemu wyrabianiu sitek oraz innych akcesoriów kuchennych i gospodarskich. Mamy także wyjątkową okazję gościć w domu sprzedawcy dywanów. Pan domu częstuje nas herbatą miętową i pokazuje swoje dzieła.
A w międzyczasie nasz przewodnik opowiada nam co nieco o codziennym życiu Berberów. Generalnie każdy w osadzie ma kilka zawodów. On ma „jedynie” cztery: kucharz, twórca mozaik, budowlaniec i oczywiście przewodnik. Jego ojciec ma zaś siedem, dziadek dwanaście „etatów”. I to właśnie dziadek jest głową rodziny… choć szyją, która tą głową kręci, jest oczywiście babcia. To do niej należą na przykład przedślubne negocjacje (dopuszczalne po przekroczeniu przez kawalera i pannę określonego w danej rodzinie wieku). Berber może mieć cztery żony, choć obecnie wielożeństwo nie jest raczej praktykowane. W jednym domu mieszkają wszystkie pokolenia, często więc taka rodzina liczy w graniach 50 osób i więcej. Ponoć najstarsza mieszkanka osady dożyła 150 lat! Ot, takie ciekawostki.
Ostatnim przystankiem przed przyjazdem na pustynię jest wąwóz Todry. Jego urwiste ściany mają miejscami aż 300 metrów. Miejscowa legenda głosi, że kobiety, które chcą zajść w ciążę, powinny obmyć się wodą z tutejszego źródełka.
Noc na pustyni
Popołudniu docieramy do Merzougi, która jest bazą wypadową na Saharę. Bierzemy bagaż podręczny i ruszamy w kierunku wielbłądów. Każdy poznaje swojego towarzysza podróży. Mój nazywa się Bob Marley i ma 12 lat, czyli stosunkowo niedużo. Początki nie są łatwe, ale z czasem przyzwyczajamy się do siebie ? Jesteśmy szczęściarzami – udaje nam się zdążyć na zachód słońca. Jest cudnie! Część trasy pokonujemy już po zmroku. Łącznie wychodzi około 4,5 kilometra.
W wiosce berberyjskiej na pustyni każdy dostaje miejsce noclegowe. My śpimy w namiocie w 4 osoby. Co prawda znowu robi się zimno, ale na szczęście szybko rozpalają ognisko na środku obozu, co pozwala siedzieć swobodnie i bez przeszkód słuchać przygotowanego dla nas koncertu. W jednym z namiotów jemy uroczystą kolację – tym razem jest to tajine (tadżin). I bez wątpienia jest to najlepszy tajine jaki jedliśmy w Maroku.
Co dalej? Wymykamy się z obozu, by w spokoju podziwiać gwiazdy. Bo to nie jest takie niebo z jakim mamy do czynienia na co dzień. To niebo na pustkowiu, co oznacza, że gwiazdy są tu bardziej widoczne i jest ich całe mnóstwo! To jedna z tych chwil, kiedy uświadamiasz sobie, jak Ty i Twoje problemy są malutkie wobec całego świata.
Pewnie spytacie o higienę na pustyni? Już wyjaśniam: w naszej wiosce były 2 toalety. Co do kąpieli, to myślę, że większość z nas raczej myślała o nałożeniu na siebie kolejnej warstwy niż rozbieraniu się pod prysznic ? Pamiętajcie jednak, że my byliśmy w styczniu i na to trzeba brać poprawkę.
Koniec przygody
Wyruszamy z wioski, gdy jest jeszcze ciemno. Wszystko po to, by zdążyć na wschód słońca. Szybko przekonujemy się, że opłacało się wstawać tak wcześnie. Widoki są bezcenne!
W Merzoudze jemy szybkie śniadanie. Tu rozstajemy się z częścią ekipy, która jedzie do Fez (jest opcja powrotu do Marrakeszu, jak i do Fez, a co ważne, decyzję można podjąć nawet w trakcie wyjazdu). Czeka nas cały dzień jazdy.
Do Marrakeszu docieramy przed 20. Jesteśmy zmęczeni, ale zadowoleni. Bez wątpienia wycieczka na pustynię to 3 najfajniejsze dni w Maroku. Przez cały czas towarzyszyły nam piękne widoki, odwiedziliśmy też kilka ważnych dla Marokańczyków miejsc. A noc na pustyni i jazda wielbłądem to jedne z tych chwil, których nie zapomina się do końca życia.
Zapraszamy także do zobaczenia naszego filmu z wyjazdu: