Największe jezioro Armenii i jednocześnie jedno z najwyżej położonych na świecie (1916 m. n. p. m.). Dopływa do niego aż 28 rzek. Zajmuje około 5% powierzchni kraju, przez co bywa nazywane jednym z trzech mórz Armenii (pozostałe – Wan i Urmia, nie leżą już na terytorium obecnej republiki). I co najpiękniejsze – jego woda w zależności od pogody – zmienia swój kolor. Raz jest więc ciemnoniebieska, innym razem może też być turkusowa. Oto miejsce, gdzie odpoczniecie najlepiej w Armenii, jezioro Sewan.
Nazwa jeziora pochodzi od słowa „sev”, czyli czarny. Legenda głosi, że pewnej zimy najeźdźcy z Arabii, próbowali zrabować okoliczne tereny. Jednak gdy weszli na zamarzniętą taflę jeziora, lód pękł, a oni utonęli. Jezioro zaś było pełne ciał ciemnych najeźdźców. Ormianie do tej pory wspominają tą „boską interwencję”.
Dlaczego tam?
W okresie letnim temperatura wody w jeziorze wynosi średnio od 18 do 22 stopni Celsjusza (mimo sporej wysokości na jakiej leży jezioro). Mam jednak wrażenie, że gdy my tam przebywaliśmy, była cieplejsza. Jest to bardzo miła odmiana po kąpielach w lodowatych wręcz potokach czy rzekach górskich. To głównie ciepła i czysta woda Sewanu sprawiła, że zostaliśmy tam dłużej i wcale nie mieliśmy ochoty jechać dalej.
Brzegi jeziora w zależności od miejsca są piaszczyste lub kamieniste. Sewan to bardzo popularne miejsce wypoczynku Ormian, jednak nawet w środku sezonu nie mieliśmy problemu ze znalezieniem terenu odpowiedniego pod na nasze obozowisko. Sporo osób rozbija się tam na dziko, bez żadnych opłat. Oczywiście można znaleźć też campingi, jednak bardziej powszechna jest organizacja noclegu we własnym zakresie.
Co warto podkreślić, wody jeziora są niezwykle bogate w faunę i florę. Pływa tu wiele rzadkich gatunków ryb. Dlatego też aż po horyzont widać łodzie miejscowych rybaków, którzy ze sprzedaży swoich połowów uczynili główne źródło utrzymania.
Wschodnie i południowe wybrzeże jeziora jest znacznie spokojniejsze niż bardziej popularna turystycznie część zachodnia. Na pewno przyroda jest tam mniej zakłócona przez człowieka. Nie zdziwcie się jednak, gdy po rozłożeniu koca, na łące nieopodal, zobaczycie wypasające się krowy. Na noclegi polecić można wioski Szorsza oraz Artanisz.
Tymczasem ze spokojnej plaży przenosimy się do miejsca zupełnie innego…
Monastyr wśród tłumów
Docieramy do chyba największej atrakcji w okolicy jeziora Sewan. Chodzi mianowicie o monastyr Sewanawank. Od razu odczuwamy różnicę, bo zderzamy się z tłumem turystów otaczającym nas dookoła. Jest bardzo gwarnie, a dodatkowy rumor powodują sklepikarze, którzy ustawili się wzdłuż drogi do klasztoru. Wybór pamiątek jest ogromny, zdarzają się też takie związane z Górskim Karabachem. Jak to zwykle w takich miejscach bywa, każdy ze sprzedawców potrafi powiedzieć kilka słów po polsku i wie gdzie leży Warszawa czy nawet Wrocław 😉
Ale wróćmy do samego monastyru. Jego nazwa, w dosłownym znaczeniu „Czarny Klasztor”, również ma swoje pochodzenie. Otóż w klasztorze przebywali duchowni, którzy w jakiś sposób zgrzeszyli i zostali skazani na banicję. Z tego powodu panowały tu bardzo surowe zasady, a kobiety miały zakaz wstępu. Z kolei inne źródła powołują się na to, że budowle wzniesiono z ciemnego tufu wulkanicznego. Ciężko też nie kojarzyć jego nazwy z samym jeziorem, którego nazwa funkcjonowała wcześniej.
Na terenie Sewanawank znajdują się dwa kościoły: Świętych Apostołów i Matki Bożej. W tym drugim mieszczą się najcenniejsze przedmioty klasztoru. Są to m. in. manuskrypty, książki oraz biżuteria. Natomiast w kościele pw. Apostołów znajdziecie inskrypcje z IX wieku. Powyżej niego zaś widać ruiny najstarszej budowli w całym kompleksie – Kościoła Zmartwychwstania.
Mimo że świątynie położone są na wzgórzu i sama wędrówka do nich jest dość męcząca, warto iść jeszcze dalej – na punkt widokowy. Mało kto tam dociera, ale panorama stamtąd rozciąga się przepiękna. Ponadto po drodze można spotkać bardzo popularne w religii i kulturze ormiańskiej chaczkary. Są to tzw. „kamienne krzyże”, z czasem ozdabiane coraz większą ilością ornamentów roślinnych czy geometrycznych.
Ciekawostką jest, iż półwysep, na którym leży monastyr, wcześniej był wyspą. To Stalin kazał opuścić wodę z jeziora. Wskutek tego jej poziom obniżył się aż o 30 metrów, a wyspa stała się półwyspem.
Ale Sewanawank to nie jedyny monastyr u wybrzeży jeziora. Można odwiedzić również niewielką miejscowość Hayravank, gdzie położona jest równie ciekawa świątynia. Jej wnętrza są bardzo skromne, jednak widok ze wzgórza, na którym stoi, jest równie urokliwy jak przy Sewanawank. Jeśli nie piękniejszy… I przede wszystkim nie ma tych dzikich tłumów, co najwyżej grupka miejscowej młodzieży.
Okolice jeziora Sewan to tereny, gdzie na pewno dobrze odpoczniecie. Jeśli podróżujecie po całej Armenii, to najlepiej jechać tam pod koniec wyprawy, żeby zregenerować siły. Być może po zobaczeniu wszystkich pięknych miejsc, które ten kraj w sobie skrywa, nad Sewanem nie będzie już efektu „wow”. My jednak do dziś będziemy wspominać ten niesamowity i ciągle zmieniający się kolor wody oraz sielskie chwile tam spędzone.