Jesteśmy fanami gór. Takimi, którzy lubią je podziwiać… z daleka, z bezpiecznej odległości. Szczyty, jeśli już, zdobywamy raczej na dwóch kołach… i nie, nie jest to rower ? Ale tym razem było inaczej – zdecydowaliśmy się na wejście na Śnieżkę. I wiecie co? Czasem warto ruszyć swoje cztery litery, by poczuć to, co my wtedy – bliskość i piękno natury, a także poczucie spełnienia i zadowolenia z pokonania własnych słabości.
Wybór szlaku
Na Śnieżkę od strony Karpacza wiedzie kilka szlaków turystycznych: czarny, czerwony, niebieski i żółty. Te szlaki się łączą, przechodzą w inne kolory. Nasz tekst nie ma charakteru poradnikowego, bo jeśli jeszcze nie zauważyliście, ekspertami „od gór” nie jesteśmy, dlatego nie będziemy Wam doradzać, który szlak jest najlepszy. Możemy opisać za to nasze wrażenia.
A w zasadzie jak ocenić, który szlak jest najlepszy? No raczej się nie da. Co najwyżej, można oszacować, który będzie najlepszy dla nas. Przyznam szczerze, że my dość długo się zastanawialiśmy, bo w Internecie nie brak „suchych” informacji, ale ciężko dobrać to do swoich umiejętności czy kondycji. Poza tym, to że ktoś napisze, że szlak jest prosty, nie oznacza, że będzie on prosty dla nas, prawda?
Ostatecznie, idąc na radą recepcjonisty naszego hotelu, wybraliśmy szlak czerwony.
Wejście na Śnieżkę szlakiem czerwonym
O ile wybór szlaku jest ważny, to równie istotny jest wybór parkingu. My zaparkowaliśmy na parkingu przy Białym Jarze. Nadłożyliśmy dodatkowo trochę drogi, bo jak się później okazało, mogliśmy zaparkować nieco wyżej, na ulicy Olimpijskiej (na parkingu Orlinek). Wtedy weszlibyśmy bezpośrednio na szlak.
Wstęp do Karkonoskiego Parku Narodowego to koszt 6 złotych, dlatego warto mieć drobne w kieszeni.
Początek trasy jest bardzo łagodny. Zaczyna się w lesie i nic nie zwiastuje widoków, które nas później czekają. Taka droga towarzyszy nam do Schroniska nad Łomniczką. Dopiero od Schroniska zaczyna robić się ciekawie. Ciekawie i akurat dla nas – trudniej. Ponoć odcinek ten (aż do Domu Śląskiego) zimą jest zamykany ze względu na zagrożenie lawinowe.
Natomiast jesienią… po prostu bajka! Okazuje się, że całkiem przypadkowo wybraliśmy chyba najlepszy możliwy czas na wejście na Śnieżkę tym szlakiem. Widoki dosłownie zapierają dech w piersiach! I do tego wszystkie kolory jesieni. Mimo że z każdym krokiem szło się coraz trudniej, to krajobraz to rekompensował.
Zdobywamy szczyt
Gdy dotarliśmy pod Dom Śląski wiało niemiłosiernie, więc nie było sensu zbyt długo tam odpoczywać, tylko trzeba było ruszać dalej. Z tego miejsca można kontynuować drogę na dwa sposoby – trasą krótszą, aczkolwiek bardziej stromą i tym samym wyczerpującą, oraz trasą łagodniejszą, ale dłuższą. My oczywiście wybraliśmy opcję pierwszą ?
Tak wpinając się pod górę, trochę czułam się jak na swojej własnej drodze krzyżowej… Ale widać już było nasz cel, więc to motywowało. Powoli, własnym rytmem, udało się zdobyć najwyższy szczyt Karkonoszy (1602 m n.p.m).
Chwila na zjedzenie batonika, zrobienie pamiątkowej słit foci, wizytę w WC w Obserwatorium (3 zł!) i… czas wracać, bo wieje.
Zejście ze Śnieżki szlakiem czarnym
Strome zejście ze szczytu przypomniało nam nieco o naszych wcześniejszych kontuzjach. Na szczęście to nie przeszkodziło nam w dalszej drodze. Jako że nie lubimy wracać tymi samymi ścieżkami, na powrót wybraliśmy szlak czarny. Niestety, nie był aż tak spektakularny jak czerwony. Był natomiast bardziej stromy i tym samym krótszy. Zdarzały się osoby, które zachowawszy więcej energii wręcz z niego zbiegały. Zejście ok, natomiast ciężko było mi wyobrazić siebie wchodzącą tą trasą.
Szlak kończy się nieopodal Dzikiego Wodospadu, więc mamy dodatkową atrakcję. Trochę dalej – anomalia grawitacyjna. Ale o atrakcjach Karpacza będziemy pisać kiedy indziej.
Pamiętajcie, że jeśli mimo wszystko nie czujecie się na siłach, aby wejść, to zawsze możecie skorzystać z kolejki linowej. Jednak może się zdarzyć, że kolejka będzie nieczynna, np. z powodu zbyt silnego wiatru.
Jak już pisałam wcześniej – ten wpis nie miał charakteru poradnikowego. Ten tekst oraz zdjęcia miały Wam pokazać, jak piękna jest Śnieżka jesienią. Miał także udowodnić, że nawet jeśli na co dzień nie chodzicie po górach, nie jesteście super-fit, to też możecie dać radę i osiągnąć swój mały szczyt. Mam nadzieję, że cel został osiągnięty (?)