Jeżeli podróżujecie po Armenii, to prędzej czy później dotrzecie do jej stolicy – Erywania. Jednak nie każdy lubi duże miasta. My tak naprawdę staramy się je ostatnio nawet omijać! Dlatego sugerujemy, zobaczcie szybko Erywań i jedźcie nieco dalej, do innych pięknych miejsc. Jakich? A no na przykład do Garni i Geghard. Zachwycą Was nie tylko ciekawe budowle, ale także to wszystko co je otacza.
Garni
Garni oddalone jest od armeńskiej stolicy o niecałą godzinę drogi. Już podczas jazdy można dostrzec górskie krajobrazy, które dominują na tych terenach. Garni było kiedyś rezydencją królów. Stała tu twierdza, w skład której wchodziło kilka niezależnych budynków. Wśród nich była na przykład część mieszkalna, sala kolumnowa czy łaźnie.
Cały ten kompleks nie przetrwał jednak do dzisiaj, co najwyżej zachowały się jego szczątkowe elementy. Dlatego głównym i w zasadzie jedynym obiektem możliwym do zwiedzania jest świątynia poświęcona bogu słońca Mitrze. I tu spotka Was niemałe zaskoczenie (jeśli oczywiście nie widzieliście wcześniej zdjęć stamtąd). Otóż w budowli widać wyraźne wpływy hellenistyczne. Oczywiście są również elementy charakterystyczne dla architektury ormiańskiej, ale na pierwszy plan zdecydowanie wysuwają się ogromne kolumny. To głównie one sprawiają, że budowla wygląda jak któraś ze świątyń spotykanych w Grecji.
Pierwszy kościół w tym miejscu został wzniesiony w drugiej połowie I w.p.n.e. To co widzimy obecnie to rekonstrukcja budowli z wieku XVII, powstała już w wieku XX-tym. Aby wejść do środka najpierw trzeba pokonać wysokie schody. Wnętrze jest niestety dość ubogie i niewielkie.
Przed bramą wejściową ustawionych jest kilkanaście stoisk z lokalnymi produktami. Sprzedaje się tu różnego rodzaju gadżety, pamiątki oraz produkty spożywcze typu soki czy miód. Niestety ceny są dość wysokie. Warto natomiast skorzystać z oferty straganów położonych wzdłuż drogi i nieco oddalonych od zabytków. Kupicie tam głównie warzywa i owoce oraz wino.
Dodajmy jeszcze, że Garni jest jednym z niewielu atrakcji w Armenii, gdzie płaci się opłatę ze wstęp. Jednak nie jest wysoka kwota i też trzeba pamiętać, że miejsce to jest unikatowe, nawet w skali światowej.
Jest jeszcze coś, co przyciąga tutaj turystów – krajobraz na urwisty wąwóz rzeki Azat. Trzeba przyznać, że widoki są niezwykle malownicze z każdej strony.
Geghard
Całkiem niedaleko od Garni, znajduje się inny zabytek średniowiecznej architektury ormiańskiej – klasztor Geghard. Jest to cały zespół różnych budynków: kościołów, grobowców. Ich znaczna część jest wykuta w skale. Nazwa monastyru pochodzi od włóczni – legenda głosi, że kiedyś przechowywano tu Świętą Włócznię, którą został zraniony Jezus wiszący na krzyżu.
Dokładna data powstania kompleksu nie jest znana. Szacuje się jednak, że pierwszy kościół wykuty w skale powstał tutaj przed 1250 rokiem. Jest to kaplica św. Grzegorza Oświeciciela. Jej układ najprawdopodobniej uwarunkowany jest kształtem jaskini, która tu niegdyś istniała.
Nieco później wzniesiono tzw. Katedrę Główną, będąca jak sama nazwa wskazuje najważniejszym obiektem w klasztorze. Jej wieżę przykrywa charakterystyczna kopuła. Wewnątrz jest ciemno, światło dają głównie świece. Jednak mimo wszystko da się dostrzec ciekawy wystrój. Pojawia się sporo elementów rzeźbionych, jak i obrazy. To wszystko tworzy nietypowy i trochę mroczny klimat.
Na terenie Geghard znajduje się też całkiem spora liczba chaczkarów. Są to z prostokątne elementy wykute ze skały czy kamienia, na których wyżłobiono krzyż. Często dodatkową ozdobą się motywy roślinne i geometryczne. Chaczkary powstawały przeważnie na cześć zmarłych lub w podzięce za darowiznę dla klasztoru. Są bardzo typowe dla sztuki ormiańskiej, można je spotkać na terenie całego kraju.
Podobnie jak w przypadku Garni, tutaj również mamy do czynienia z malowniczym krajobrazem wokół. Monastyr i jego okolica położona jest w wąwozie Gegardadzor, który charakteryzuje się między innymi stromymi urwiskami.
Gdzie śpimy?
Teren pomiędzy Garni a Geghard jest bardzo dobrym miejscem do nocowania „na dziko”. Niestety, ze względu na wyboistą drogę, nie każdy dojedzie pod samą rzekę Azat. Z drugiej strony my jechaliśmy już po zmroku (nie polecamy! Nie było wyjścia), więc może nie jest tak źle 😉 Gdy tam jechaliśmy, marzyliśmy o tym, żeby szybko coś zjeść i położyć się, w związku z tym nie rozglądaliśmy się prawie wcale. Ale gdy wstałam rano, wręcz oniemiałam z wrażenia. Moim oczom ukazały się ogromne skały z uformowanymi „organami”. I pomyśleć, że to wszystko stworzyła natura! Poszłam na mały spacer i dotarłam jeszcze do niewielkiego wodospadu. Później też zrezygnowaliśmy z podwózki – chcieliśmy chociaż fragment wąwozu przejść pieszo. A trzeba przyznać, że zdecydowanie było warto.
Zapraszamy również do obejrzenia filmu: