Z lekkim żalem opuszczamy piękne albańskie wybrzeże. W dalszą drogę gna nas ciekawość, co też spotka nas we wschodniej części kraju oraz w sąsiedniej Macedonii. Dalej też poszukujemy odpowiedzi na pytanie – jaka jest prawdziwa Albania.
Samolot na zamku
Z Ksamilu wyruszamy w kierunku Gjirokastry, zwanej „Miastem Tysiąca Schodów”. Docieramy tam dość szybko. Główną atrakcją miasta jest zamek ulokowany na skalistym wzniesieniu. Z tego powodu droga do niego nie należy do najprzyjemniejszych. Ale gdy już docieramy na szczyt uznajemy, że to był dobry wybór – przede wszystkim w murach zamku jest chłodno i to nam się bardzo podoba 🙂 Idąc długim korytarzem oglądamy militaria z okresu II wojny światowej. Jednak prędko opuszczamy wnętrza, bo to na dziedzińcu można zobaczyć najciekawsze rzeczy. Przede wszystkim znajduje się tam wrak amerykańskiego samolotu zwiadowczego, który w latach 50-tych lądował awaryjnie na terytorium Albanii. Oprócz tego podziwiamy także wieżę zegarową oraz wspaniały widok na miasto. Już później dowiadujemy się, że swego czasu w podziemiach zamku przetrzymywano więźniów politycznych.
W ogromnym upale ruszamy dalej. Przejeżdżamy przez Tepelenę, słynącą ze swej wody, rozprowadzanej po całym kraju pod tą samą nazwą. Mijamy także Këlcyrę i kanion Gryka e Këlcyrës. Drogi są już znacznie gorszej jakości niż na wybrzeżu, ale dalej jest mnóstwo podjazdów i zakrętów. Za to panuje tam znacznie mniejszy ruch samochodowy. Widoki przez całą trasę są niesamowite, zwłaszcza w rejonie Tepeleny. Nie robimy jednak zbyt wielu postojów – szkoda czasu, a poza tym przy tej temperaturze, to żadna przyjemność.
Krótkie pogawędki
Spory odcinek jedziemy wzdłuż greckiej granicy. Ciężko znaleźć jakieś zacienione miejsce na odpoczynek, ale w końcu nam się to udaje. Lokujemy się przy ogromnym drzewie, rosnącym przy ulicy. Po kilku minutach na tym można powiedzieć pustkowiu, ze strony pola wyłania się samochód. Ludzie z auta nie wysiadają, ale bacznie nas obserwują. Nie do końca wiemy czy w jakiś sposób zareagować, dlatego czekamy na dalszy rozwój sytuacji. Po kilkunastu minutach pod drzewo podjeżdża bus – nasza miejscówka okazała się przystankiem autobusowym 😀 Nasi towarzysze witają się ze swoim gośćmi, po czym odjeżdżają machając nam. Nie ma się jednak czym przejmować, bo przysiadają się kolejne osoby – starszy mężczyzna z dwójką wnucząt. Dowiadujemy się co nieco o życiu na pograniczu grecko-albańskim, opowiadamy trochę o naszej wyprawie. Po krótkiej pogawędce, wsiadamy na motory i ruszamy dalej.
Pod koniec dnia dojeżdżamy nad Jezioro Ochrydzkie do miejscowości Pogradec. Jesteśmy tuż przy granicy z Macedonią. W miarę szybko znajdujemy camping „Victoria”, w którym zostajemy na noc. Jest on położony przy hotelu o tej samej nazwie, więc jeśli ktoś nie lubi spać w namiocie, może wynająć tam pokój. Plusem jest także całkiem dobra restauracja i jezioro tuż pod samym nosem.
Rano, gdy już składamy namiot, znajdujemy… kraba. Wszystko wskazuje na to, że przywieźliśmy go aż z Ksamilu 😉
Przygody w Kukes
Do Albanii wracamy ponowie, po wizycie w Macedonii. Kierujemy się do Kukes. Tereny przez które przejeżdżamy są bardzo słabo zaludnione. Czasem spotykamy kogoś poruszającego się na mule, czasem stada różnych zwierząt (głównie owiec). We wsiach dzieci wyskakują na ulice i machają nam. Poza tym mijamy średnio jedno auto co pół godziny… Drogi są całkiem w porządku, choć w niektórych miejscach brakuje asfaltu. Przez spory odcinek nasz pas jest zanieczyszczony kamieniami, które usunęły się ze zbocza. Mimo to jedzie się całkiem przyjemnie.
Pod koniec dnia docieramy do Kukes. Mocno podziurawioną drogą wjeżdżamy w głąb miasta. Tam poznajemy mężczyznę, który kieruje nas do hotelu. Nasz pokój odbiega znacznie od ogólnie przyjętych standardów, ale cieszymy się, że udało nam się tak szybko znaleźć nocleg. A i cena do wygórowanych nie należy.
Gdy chcemy wyjść do sklepu właściciel hotelu wyznacza chłopaka, który będzie nam towarzyszył… Jesteśmy mocno zdezorientowani, jednak nie dajemy tego po sobie poznać. Podczas wieczornych rozmów przy piwie słyszymy, że zaledwie kilka dni przed nami w mieście gościła drużyna Legii Warszawa, oczywiście wraz ze swoimi kibicami. Piłkarze grali z lokalną drużyną FK Kukesi. Dopiero po powrocie do domu dowiadujemy się, że mecz został przerwany w połowie z powodu ataku z trybun na polskiego zawodnika. Oprócz tego kibice Legii również nie pozostawili po sobie najlepszych wspomnień… Być może dlatego właśnie, nam Polakom, było niewskazane poruszać się samotnie po mieście.
Poszukiwania chleba
Wracając jeszcze do zakupów – okazuje się, że w markecie nie ma chleba (!) I tu kolejna ciekawostka – większość kobiet w Albanii piecze go samodzielnie w domach, dlatego w sklepach są tylko niewielkie ilości. Jest prawie wieczór, więc wydaje się, że na zdobycie pieczywa nie ma szans. Nagle zza kasy wychodzi młoda dziewczyna, wyjątkowo dobrze mówiąca po angielsku. Zabiera mnie na pobliski targ i w moim imieniu kupuje chleb na jednym ze straganów. Wracam do sklepu, by dokończyć zakupy…
Godzinę później siedzimy już w hotelowym ogródku piwnym i dyskutujemy z miejscowymi na temat życia w Albanii i w Polsce.
Rano ruszamy w dalszą drogę – nie należy ona do najprzyjemniejszych – trafiamy na spory korek, część trasy pokonujemy w żółwim tempie, bo nie zawsze da się przejechać poboczem czy między autami. Na szczęście nie są to duże odległości i w okolicach południa jesteśmy już w Kruje. Zbliża się koniec naszej podróży po Albanii, przed nami jeszcze Czarnogóra, Bośnia i Hercegowina oraz Chorwacja.
Jaka jest prawdziwa Albania?
Albania to raj dla każdego. Raj dla motocyklistów, bo mają tam kręte górskie drogi, jak również tereny do jazdy enduro. Raj dla leniwych, bo całymi dniami mogą wygrzewać się na pięknych plażach. Raj dla miłośników historii, bo znajduje się tam mnóstwo pozostałości po starożytnych cywilizacjach. I wreszcie raj dla odkrywców – bo jeszcze sporo tam terenów, o których mało kto u nas słyszał.
Albania to kraj patriarchalny. Tu rządzą mężczyźni. Interesy prowadzi się rodzinnie, ale to faceci nimi kierują. Kobiety głównie zajmują się domem. Również za kierownicą raczej ich nie spotkacie – Albańczycy żartują, że mogą one siedzieć po lewej stronie auta tylko wtedy, gdy jest on sprowadzony z Anglii. Również w trakcie rozmowy bardziej zwracają się do mężczyzn, jakby to co ma do powiedzenia przedstawicielka płci pięknej zupełnie ich nie obchodziło.
Zacząć jakikolwiek biznes nie jest ponoć trudno, w myśl zasady – masz pomysł – działasz, bez zbędnych formalności. Dlatego też tak dużo Albańczyków prowadzi własną działalność gospodarczą. Popularne są zwłaszcza myjnie samochodowe oraz stacje benzynowe (choć nie zawsze jest na nich benzyna 😉 ). Z drugiej jednak strony na każdym kroku spotyka się tam sporo pustostanów i nikogo to już nie dziwi.
Czy w Albanii jest bezpiecznie?
Czytając fora i blogi internetowe widać jak to państwo z roku na rok się zmienia. Pojawiają się nowe hotele, campingi oraz dobrej jakości drogi. Płacić można z reguły dwoma walutami: lekami i euro. Na kartę bankomatową nie liczyłabym – terminale zdarzają się tylko w dużych sklepach największych miast. Osoby zatrudnione w turystyce mówią w języku angielskim, a nawet zdarza się, że znają pojedyncze polskie słowa.
Często słyszy się u nas, że Albania może być niebezpieczna, docierają dziwne historie o kradzieżach… Nic z tych rzeczy! Albańczycy są bardzo przyjaźnie nastawieni do turystów i przede wszystkim ich szanują (odwrotnie niż w przereklamowanej Chorwacji). Sami mają świadomość o tej nie najlepszej opinii i robią wszystko, żeby ją poprawić – ta kwestia często pojawiała się w rozmowach z nimi. Na wybrzeże przyjeżdża coraz więcej Polaków i innych turystów z Europy Zachodniej. Nie da się ukryć, że Albania kusi ich nie tylko pięknymi krajobrazami, ale także atrakcyjnymi cenami.
Tak, Albania to niezwykły kraj i bez cienia wątpliwości polecamy podróż tam. My na pewno jeszcze kiedyś tam wrócimy…